Brutalna rzeczywistość jednak udowadnia, że sto pięćdzisiąt siedem to ty musisz wyłożyć, ale złotych, jeśli mieszkasz w Polsce, lub inną sumę w innej walucie, jeśli przebywasz akurat w innym kącie naszego okrągłego globu (okrągły, a jednak możesz w kącie wylądować).
Satysfakcję może sprawić... ale kupić to trzeba za kasę. :) |
Od czasu do czasu, gdy już życie staje się nie do zniesienia i muszę robić coś, żeby opóźnić zabranie się do pracy, czytam ze sporą dozą zainteresowania różne blogi. I jestem pełna podziwu dla ich autorów. Na przykład niektórzy szydełkują, robią temu zdjęcia i wkładają online, żeby inni mogli zobaczyć ich dzieła. Niby prosta sprawa, ale ja za nic się nie mogłam szydełkowania nauczyć. Nic, co wymaga precyzji i cierpliwości nie przemawiało do mnie nigdy...
Sutasz, robienie na drutach, recenzowanie książek, online marketing, szycie ubrań, relacje z podróży, samochody, fotografia, przemyślenia o życiu, komiksy, ręcznie robione mydełka-arcydzieła (tak, AriArt, o Tobie mowa :) - długo by wymieniać. Mogę się założyć, że sprawia to wam wszystkim mnóstwo satysfakcji. Ale czy przynosi zyski?
Moją słabością, hobby i nemezis jest pisanie. Prześladuje mnie, depcze mi po piętach, sprawia, że prawie wariuję, pomysły mnie nękają akurat wtedy, kiedy już prawie zasypiam... I jest okropnie satysfakcjonujące. No sens życia, normalnie. Ale ciężko jest zrobić tak, aby było zajęciem dochodowym. Za to w moim świecie, w świecie, gdzie płaci się satysfakcją, byłabym Rockefellerem. :)
No nic, do przodu z koksem. Ale jakby ktoś tak słyszał o planecie, gdzie można robić rzeczy tak niepraktyczne jak pisanie i nie przejmować się trywiami, jak zakup produktów żywnościowych, to proszę mi dać cynk (taki w przenośni, prawdziwego nie potrzebuję). Pierwsza się przeprowadzę. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz