wtorek, 13 października 2015

Qwerty - trochę historii

Jakieś 12 lat temu napisałam książkę. Zajęło mi to miesiąc. Miałam wtedy może ze 20 lat, ale nie podam dokładnych szczegółów, bo doszłam do takiego wieku, że się nie przyznaję. Książka czekała sobie gdzieś-tam na mailu, na WP.PL. Aż do tego roku. W tym roku przeczytałam ją ponownie i pierwsza seria pięciu książek wskoczyła mi do głowy. 




Kim jest Qwerty?

Tak na świat przyszedł Qwerty Seymore. Pojawił się od razu w wieku 12 lat, prawie 13, w sumie. Ma czarne włosy, bardzo ciemne, brązowe oczy, które - ni stąd ni zowąd - robią się czarne, gdy się wkurzy, bardzo miły uśmiech, gdy chce się uśmiechać i w zasadzie nie jest nikim szczególnym...

Albo tak mu się wydaje.

Qwerty Seymore (Rysunek: Grzegorz Gino Nita)


Krótko o Historii

Pierwszy tom jego przygód zatytułowany jest "Qwerty: Historia". To dosyć powolny wstęp - poznajemy chłopca po tym, jak mu umiera wuj Matthew, który był jego jedynym opiekunem (o swoich rodzicach Qwerty nie wie nic). Wtedy to trafia on do domu swojej ciotki Adeli (przyrodnia siostra wuja Matta) oraz wuja Donalda. Adela i Donald Gibble mają dwójkę dzieci - to bliźniaki, o rok starsze od Qwerty'ego. Bardzo mu dokuczają.

Donald i Adela Gibble (Rysunek: Grzegorz Gino Nita)
Na początku chłopiec jest sam - tęskni za Matthew, ciężko pracuje w swoim nowym domu, sprzątając i polerując, i nikt nie okazuje mu ani krzty zrozumienia. Sytuacja zmienia się, gdy poznaje niepozorną, wesołą dziewczynę, Angelinę Sandbanks. Nie zraża się ona jego groźnie ściągniętymi brwiami. Zostają przyjaciółmi i nawet rodzice Ange zdają się go lubić.

Angelina Sandbanks (Rysunek: Grzegorz Gino Nita)
No ale przecież nie byłoby o czym pisać, gdyby na tym historia się kończyła. O, nie. Tajemniczy głos w głowie chłopca to jedno; stary tom oprawiony w skórę, napisany szyfrem - jedyne, co zostawił mu wuj Matt - to drugie; fakt, że Qwerty potrafi poruszać przedmioty siłą woli - to jeszcze co innego. Nagle okazuje się, że jest zaplątany w potężną intrygę, a niejaki Asqualor - z pozoru miły, starszy pan z zimnym uśmiechem - próbuje go zabić lub zmusić go, aby przyłączył się do jego świty... najlepiej w takiej kolejności...


Skąd ten pomysł?

To było po dwóch miesiącach spędzonych w Anglii. Pewnego dnia mój wzrok padł na klawiaturę - najbardziej popularną, czyli właśnie QWERTY. I wtedy pomyślałam: to mogłoby być imię. Dla chłopca. Żaden Anglik nie potrafił wtedy wymówić mojego nazwiska i wydało się to dobrym pomysłem. Inspiracją dla reszty bohaterów byli ludzie, w tym nastolatki, których spotkałam na południu Anglii. Ich z pozoru poukładane życie wcale nie okazało się tak sielankowe, jakby się wydawało. Wszyscy wokół zdawali się mieć jakiś sekret...

Dlaczego telekineza?

Te rzeczy zawsze mnie fascynowały. Jeszcze jako dziecko, zaczytując się książkami z sekcji dla dorosłych, natrafiłam na powieści Dean'a R. Koontza, który lubował się w tej tematyce. I był jeszcze film, którego tytułu nie pamiętam, a który widziałam dawno, dawno temu, za górami i za lasami, podczas jakiegoś wyjazdu. Opowiadał historię chłopca, który potrafił unosić przedmioty siłą woli. Najpierw porwał go rząd, a na końcu rozbroił bombę nuklearną. Czy coś takiego. A poza tym to najfajniejsza super-moc, jaką można posiadać. Spiderman może się schować...


Chcesz dowiedzieć się więcej? Przeczytaj artykuł na Londynek.net. Powieść można zakupić w wersji papierowej na Amazon w USA oraz Europie (LINK). Udostępniam ją też jako darmowy ebook na stronie beezar.pl. Link: TUTAJ

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz