***
- To kompletne
wariactwo – powiedziała Linka po raz kolejny.
- Słuchaj, no
wiem, ale z drugiej strony to ciekawy pomysł – Tomek starał się ją przekonać
już od kilkunastu minut, ale Linka nie chciała słuchać. – Przecież zawsze
narzekasz, że nie robimy sobie weekendowych wypadów…
- Przez
weekendowe wypady mam zwykle na myśli cywilizowany spacer w górach, nie
wycieczkę z tym wariatem tylko po to, aby po raz kolejny oglądać go jak włóczy
się po dziurach w ziemi…
- Jaskiniach –
wtrącił Tomek.
- …w poszukiwaniu
guza albo próbującego popełnić samobójstwo. Wiesz doskonale jak kończą się
nasze wypady. On szuka kłopotów, my je znajdujemy. Pamiętasz ostatni raz? –
Linka popatrzyła z wyrzutem. – Po jego cholernej imitacji Blair Witch Project
skończyliśmy cali mokrzy, bez ekwipunku i oboje się przeziębiliśmy. A on co?
Nawet się nie zadrasnął w tym cholernym lesie.
- Ale przecież
było fajnie… - Tomek uśmiechnął się niepewnie. – Poza tym myślę, że tym razem
będzie inaczej.
Linka westchnęła. Miała ochotę
tupać nogą, co miałoby zapewne przyjemny pogłos na drewnianych panelach, gdyby
wciąż miała na nogach swoje obcasy. Wiedziała jednak, że i tak w końcu przegra.
Ten, o kim rozmawiali, ten zaskroniec, ten okropny, nieobliczalny… wariat i tak
znów ich w coś wciągnie.
Nie wiedziała jak to robił. Jej własny narzeczony nie miał nic przeciwko
ciąganiu swojej przyszłej żony po najbardziej nieprzyjaznych człowiekowi
miejscach z osobą, która nie tylko nie miała za grosz odpowiedzialności, ale w
dodatku była jej byłym.
Chyba to wkurzało ją najbardziej.
Tym razem jednak Bajor przeszedł samego siebie. Jak gdyby nigdy nic
zadzwonił do Tomka oferując weekend w lesie z jego bandą zapaleńców, którzy
umyślili sobie dwudniową wędrówkę po okolicznych górkach. Nie brzmiało to jakoś
szczególnie wyjątkowo – do momentu kiedy Bajor wyjaśnił, że w programie będzie
wspinaczka i nocleg w środku lasu. Powtórka z ostatniego polowania na
czarownice, tylko gorzej. Ostatnio przynajmniej spali w jakimś ośrodku –
kiepskim bo kiepskim, ale prysznic był…
- Proszę cię,
chodźmy razem – powiedział Tomek. – Zależy mi na tym.
No i to właściwie był koniec
kłótni. Linka musiała spakować plecak, nie wiedząc do końca właściwie dlaczego
się na to godzi zamiast spędzać weekend nad jeziorem, korzystając z ostatnich
ciepłych wrześniowych dni.
Teraz czekali na Bajora, bo
obiecał, że przyjedzie po nich z samego rana o 5. Była prawie 6.30. Od dwóch
godzin Linka była na nogach, ziewając.
- Pewnie coś
ważnego go zatrzymało – powiedział Tomek po raz kolejny. Zawsze usprawiedliwiał
Bajora. Linka już miała powiedzieć coś bardzo niepochlebnego pod adresem ich
obojga, kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Tomek rzucił się otwierać.
Linka usłyszała głosy w
przedpokoju, po czym do pokoju wkroczył Bajor. Miał na nogach swoje stare buty do wędrówki
po górach, szorty, bluzę z kapturem i plecak, z którego zwisały linki i haki.
Wyglądał – jak zawsze – cholernie profesjonalnie. Jakby wspinał się całe swoje
życie, jakby nie robił nigdy nic innego z wyjątkiem łażenia
po skałach.
- Cześć, mała –
powiedział.
Linka zmarszczyła czoło i
uniosła brwi. Wiedział, że nie lubi kiedy tak do niej mówi. Co więcej, szanowny
Tomasz, jej narzeczony, także o tym wiedział. A teraz tylko uśmiechał się
głupio zamiast dać Bajorowi w nos.
- Nie mów tak do
mnie – odparła i spojrzała na ich obu z pogardą. W zasadzie nie musiała tego
robić. Nie musiała nigdzie iść. Mogła zostać w domu.
Bajor nawet tego nie
skomentował. Uśmiechnął się tylko po swojemu – czyli bezczelnie i rzucił:
- Idziemy?
- Jasne –
powiedział Tomek zanim Linka zdążyła zareagować.
I poszli. Bajor przyjechał autem
– po drodze zabrali jeszcze jedną parę – i w końcu wylądowali na brzegu lasu.
Zostawili auto na parkingu, Bajor pstryknął zamkiem, przywitali się z resztą
czekającej już grupy i poszli.
Linka prawie się nie odzywała.
Nie było potrzeby – Tomek pogrążony był w rozmowie z innymi. Było ich
wszystkich osiem osób i Tomek znalazł właśnie wspólny temat z jednym z
chłopaków na temat jakiejś głupiej gry.
Im dłużej szli, tym bardziej
Linka utwierdzała się w przekonaniu, że to był błąd. Nie tylko ta wycieczka –
wszystkie ich wycieczki, cały jej poprzedni i obecny związek, decyzja, aby
zostać w tym mieście zamiast wyjechać na studia… Bajor zmarnował półtora roku
jej życia, ciągając ją po przeróżnych miejscach i zachowując się jak
nieodpowiedzialny dzieciak; Tomek pochłonął już dwa. Oto żałosny bilans jej
życia uczuciowego…
Większość czasu spędzonego z Tomaszem była naprawdę ok. Problemem był jego
totalny brak taktu – dlaczego po raz kolejny ciąga ją na wyprawę z Bajorem? I –
co ważniejsze – dlaczego po raz kolejny ona się na to zgadza?
Prawdą było, że Bajor miał
fajnych znajomych, dobre pomysły i zabawa była świetna. Prawdą było też, że
Tomek poświęcał jej ostatnio sporo czasu – w zasadzie ostatnie dwa miesiące
spędzili raczej w wąskim, dwuosobowym gronie. Sama stęskniła się trochę za
znajomymi… A Tomek znał Bajora od zawsze, nic dziwnego, że chciał się spotkać.
Tak się zresztą poznali – będąc
w jednej paczce. Bajor przedstawił ją Tomkowi i po tym, jak im się popsuło,
Tomek nadal był w gronie ich wspólnych znajomych. Z czasem zaczęli się
spotykać. Bajor nie miał nic przeciwko temu, ale fakt, że Tomek spytał go o
zdanie jeszcze zanim posunęli się gdziekolwiek dalej niż bycie zwykłymi
znajomymi ją denerwował. Czy gdyby Bajor powiedział, że się nie zgadza, Tomek
nigdy z nią by się nie związał? Czasami ją to dręczyło, a w takich momentach
jak ten po prostu wkurzało.
Linka szła trochę za grupą,
zastanawiając się nad swoją sytuacją, trochę niegrzecznie odburkując innym i co
trochę rzucając mordercze spojrzenia to na plecy Tomka, to Bajora.
Sytuacja zmieniła się dopiero
wieczorem. W planach był nocleg na polu namiotowym, na brzegu lasu. Rozbili
namioty, rozpalili ognisko i zrobiło się całkiem wesoło. Upiekli kiełbasy,
wieczór był ciepły… Tomek przestał wreszcie gadać do wszystkich o niczym i
siedzieli teraz razem, ona oparta o ramię Tomka. To w nim lubiła: stabilizację.
Coś, czego Bajor nigdy nie umiałby jej zapewnić.
Po północy towarzystwo trochę
oklapło. Tomek leżał w śpiworze, lekko pochrapując, a ona, mimo zmęczenia, nie
mogła usnąć. Rozsunęła zamek w namiocie najciszej jak umiała i wyszła na
zewnątrz. Było już chłodno, więc przysiadła się do dopalającego się ogniska.
- Nie możesz
spać? – dobiegło ją z tyłu.
Bajor. Było tu z nią siedem innych osób, ale to oczywiście Bajor musiał ją
tu przyłapać.
- Nic ci do tego
– odburknęła.
On przysiadł się tylko obok i wyciągnął nogi nieco bliżej żarzącego się
jeszcze drewna.
- Ej, mała, nie
musisz być do mnie tak wrogo nastawiona – powiedział.
Linka nie powiedziała nic, ale
miała ochotę wykrzyczeć mu w twarz, że musi, bo zmarnował jej życie, szanse na
studia i w ogóle półtora roku czasu. Nic by to jednak nie zmieniło. On już o
tym wiedział.
- Ładny wieczór,
nie? – dodał, po chwili ciszy.
Linka podniosła się.
- Słuchaj, daj mi
spokój. Dobranoc.
- Hej, gdzie
idziesz? – zawołał za nią. Linka nie poszła do namiotu – nie chciało jej się
spać, chciała za to znaleźć się jak najdalej od niego. Ruszyła w stronę drzew,
mając nadzieję, że się go pozbędzie.
- Hej, mała, nie
pójdziesz tam sama – powiedział, doganiając ją i chwytając ją za ramię.
- Powiedziałam ci
już, żebyś dał mi spokój, nie? – odburknęła po raz kolejny, wyswobadzając się z
uścisku.
- Nic z tego,
szczególnie jeśli leziesz sama w nocy w las – Bajor ponownie złapał ją za ramię
i pociągnął w swoją stronę. Ona spróbowała się wyrwać, ale trzymał za mocno.
- To boli,
puszczaj – wycedziła, czując jak zalewa ją złość.
- Nie – dobiegło
ją od strony Bajora. – Nic z tego. Wracamy.
- Nie mów mi co
mam robić i puść mnie – Linka mówiła przez zaciśnięte zęby i próbowała się
oswobodzić, ale Bajor na to nie pozwolił. Przez mrok czuła jak patrzy na nią,
jednocześnie nie zwalniając chwytu.
-Uspokój się mała
i chodź – powiedział to jakoś inaczej, bardziej prosząco niż rozkazująco. Linka
była jednak zbyt zła żeby mogło ją to obchodzić. Wyszarpnęła w końcu rękę i
odwróciła się na pięcie, wchodząc w las.
Bajor nie dał za wygraną. Dogonił
ją już po kilku krokach, złapał za nadgarstek i oparł ją o drzewo, przyciskając
lekko tak, żeby nie mogła uciec.
- Puszczaj mnie!
– Linka próbowała go odepchnąć, ale bez skutku. Zapomniała już jak Bajor był
silny.
-O co ci chodzi?
– zapytał. – Zwariowałaś? Nie będziesz łazić sama po lesie, jest późno, nie
wiadomo kto się tu kręci…
Oczywiście miał rację. Teraz
miał rację. Teraz był rozsądny i odpowiedzialny. Ale kiedy czekała na niego w
mieście przez godzinę, a on nie przyszedł i nie dał znać gdzie jest – wtedy było
ok, tak? Albo tego dnia kiedy poszli w góry i zostawił ją samą w schronisku na
cały dzień, tylko dlatego, że nie chciała iść w śniegu po trudniejszym szlaku?
Mógł wybrać inny, ale on nie zwykł zmieniać planów… Wtedy nie obchodziło go co
się z nią dzieje. Wtedy go nie było.
- Puść mnie –
powiedziała ze złością i Bajor zwolnił uchwyt. Linka spojrzała na niego
wymownie i ruszyła głębiej w stronę lasu, z wściekłością kopiąc jakiś kamień i
potykając się o wystający korzeń. Przewróciła się, boleśnie obijając sobie
kolano, ale natychmiast się podniosła i chciała iść dalej. Bajor złapał ją od
tyłu, odwracając w swoją stronę.
- Wszystko ok?
Nic ci się nie stało? – zapytał.
- Dlaczego nie
chcesz mnie zostawić w spokoju? – głos Linki drżał z wściekłości. – Odwal się.
Znów chciała iść do przodu, ale
Bajor był już na to gotowy. Złapał ją szybko za nadgarstki i znów oparł o
pobliskie drzewo. Próbowała wyślizgnąć się z jego rąk, ale równie dobrze
mogłaby rozbijać głową mur. Łzy wściekłości napłynęły jej do oczu.
Bajor westchnął i popatrzył na
nią uważnie, co ze względu na otaczające ich ciemności nie było proste.
- Linka… Uspokój
się – po raz pierwszy od dłuższego czasu – od dwóch lat – nazwał ją inaczej niż
„mała”.
- Puść mnie,
słyszysz? Puść.
Bajor przez chwilę się nie
odzywał, ale nie zwolnił uścisku.
- Ty nadal masz
ze mną problem, prawda? – zapytał w końcu. – Myślałem, że jesteście z Tomkiem
szczęśliwi, że się zaręczyliście… a Ty nadal masz ze mną problem – dodał.
Na takie oświadczenie Linka
poczuła, jak łzy spływają jej po policzkach. Sama już nie wiedziała czy
bardziej jest wściekła na niego, czy na sobie, że dała namówić się na tą
wycieczkę. Miała ochotę wykrzyczeć, że ma go dość, że powinien zniknąć z jej
życia, że byłaby szczęśliwa, gdyby Tomek miał na tyle oleju w głowie, żeby
więcej się z nim nie zadawać, ale milczała. Czuła, jakby Bajor czytał jej w
myślach i chyba tak było, bo po chwili odezwał się znowu:
- Słuchaj, trudno
mi zniknąć z waszego życia. Znamy się z Tomkiem od małego, jest dla mnie trochę
jak brat. I mnie też trudno było pogodzić się z tym, że zaczęłaś z nim być…
- Naprawdę –
Linka powiedziała to tak sarkastycznie jak tylko potrafiła, ale Bajor tylko
kiwnął głową.
- Naprawdę. Wiem,
że jesteśmy różnymi ludźmi, ty i ja… I wiem, że czasami… czasami nie
zachowywałem się wobec ciebie w porządku – Linka prychnęła pogardliwie. – Wiem,
z czego zrezygnowałaś wtedy dla mnie i… no i kiedy dowiedziałem się o tobie i
Tomku, cóż, nie miałem zamiaru przeszkadzać…
- Jak miło z
twojej strony – Linka wycedziła znowu. – Bolą mnie już nadgarstki.
Bajor zwolnił uścisk, ale wciąż
jej nie puszczał.
- Wiesz, nie wiem
czy miło. Ale nigdy nie przestało mi na tobie zależeć, więc sporo mnie to
kosztowało.
Tym razem Linka nie wytrzymała.
- Wiesz co? Nie
obchodzi mnie to. Jedyne, co mnie wkurza to to, że po tym wszystkim, co
zrobiłeś, Tomek jeszcze pytał cię, czy ty nie masz nic przeciwko. Wkurza mnie
to, że ciągle się gdzieś koło nas kręcisz – wysapała, ciągle płacząc. – Że nie
zostawiasz nas w spokoju. Że zwracasz się do mnie w sposób, którego nie lubię.
Że spóźniasz się kiedy już się umawiamy, tak jak dzisiaj… - urwała i znowu spróbowała
się uwolnić, ale Bajor ciągle trzymał ją zbyt mocno.
- Przepraszam –
powiedział. – Przepraszam cię za wszystko, za dzisiejsze spóźnienie też.
Chociaż na to dzisiaj nie miałem wpływu, wierz lub nie. Próbowałem się
dodzwonić do Tomka, ale nie odbierał. Włączała się poczta.
- Akurat…
- Możesz nie
wierzyć, ale to prawda. Słuchaj… Chodźmy z powrotem. Nie idź w ten cholerny
las, proszę. Obiecuję, że zostawię was w spokoju na resztę wycieczki i później…
później też, jeśli tego chcesz. Tylko nie idź w ten cholerny las, ok?
Linka poczuła jak dławi ją w
gardle, a łzy lecą jej po twarzy, mocząc jej bluzę. Sama nie wiedziała dlaczego
tak ostro reaguje. Bajor puścił jej nadgarstek i dłonią wytarł policzki.
Natychmiast spróbowała go odepchnąć, ale nie dała rady; ciągle przyciskał ją do
drzewa, nie mając pewności czy nie ucieknie.
- Nie płacz już –
powiedział łagodnie, na co oczywiście prawie zaniosła się szlochem. – No nie
płacz. Przepraszam, że cię wtedy skrzywdziłem. Prawda jest taka, że nie
chciałem zrywać z tobą kontaktu…
- Ja z tobą też
nie – Linka z zaskoczeniem usłyszała swoje słowa. Poczuła, że znieruchomiał i
spojrzał na jej twarz nieco uważniej; nie był jednak bardziej zaskoczony niż
ona sama.
- Nie? – zapytał
w końcu. – Myślałem, że… Hm. To mi daje nadzieję… - urwał.
- Nadzieję na co?
– wychrypiała Linka. Zdała sobie nagle sprawę, że są sami – ona i Bajor – w
lesie, po ciemku; on ją trzyma mocno i jest tak blisko, jak nie był już od
bardzo długiego czasu. Czuła jego zapach i siłę. Nie bała się go, a jednak
zaczynała czuć się niepewnie. On chyba pomyślał o tym samym, bo odsunął się
trochę, zwalniając uścisk jeszcze bardziej niż przed chwilą. Linka poczuła, że
powinna się mu wyrwać i wracać do swojego namiotu, gdzie spał Tomek, ale mimo
to stała oparta o drzewo naprzeciwko Bajora i ani myślała się ruszać.
- Nadzieję na co?
– powtórzyła.
Bajor milczał. Już myślała, że
nigdy nic nie powie, już chciała zrezygnować i sobie pójść, kiedy on puścił jej
nadgarstek i zamiast tego złapał ją za rękę. Drugą dłonią znów otarł jej twarz,
tym razem trochę niepewnie.
- A niech to –
powiedział. – To już ci powiem, trudno. Od dwóch lat za tobą tęskniłem jak
głupek. Zrozumiałem co zrobiłem nie tak. Nie od razu – dodał szybko. – Dopiero
po jakimś czasie dotarło do mnie, że moje wieczne spóźnienia, stawianie kumpli
na pierwszym miejscu czy nawet takie sytuacje jak wtedy kiedy zostawiłem cię
samą w schronisku w górach, bo szlak był dla ciebie za trudny… Że to wszystko
było głupie i szczeniackie. Zobaczyłem cię z Tomkiem i zrozumiałem, że on ma do
zaoferowania więcej, że jest dla ciebie lepszy niż ja byłem… Wierz mi, nie było
mi łatwo patrzeć na was, ale jednocześnie nie potrafiłem usunąć cię całkiem z
mojego życia. Samo to, że byłaś blisko… Mniejsza z tym. Próbowałem się nawet
spotykać z innymi dziewczynami, ale jakoś nic mi z tego nie wyszło… A potem
dowiedziałem się, że Tomek się oświadczył, a ty powiedziałaś tak. Starałem się
to zaakceptować. Gdyby nie to, że pobiegłaś w ten las, nigdy bym ci tego
wszystkiego nie powiedział – dodał niezręcznie.
Linka spuściła głowę, próbując
wbić wzrok w ziemię, której nie potrafiła teraz dostrzec.
- Nie powinieneś
był mi tego mówić – wyrzuciła w końcu z siebie, znowu zła na Bajora i cały
świat. – Planujemy z Tomkiem ślub, wiesz? Rodzice już wiedzą, oglądaliśmy sale…
Przez dwa lata nie zrobiłeś nic i teraz, nagle, mówisz mi to wszystko… Czemu
tak w ogóle dzisiaj się spóźniłeś? – zapytała gwałtownie, podnosząc wzrok na
Bajora.
- Mój młodszy
brat pojechał dzisiaj na wycieczkę ze szkoły – powiedział Bajor, nieco
zaskoczony tym nagłym pytaniem. – Miała go zawieźć mama, ale ona pracuje teraz
na zmiany i miała pilne zastępstwo za kogoś. Odwiozłem Bartka na 6.00, potem
przyjechałem prosto do was.
Zapadła chwila milczenia. Bajor
puścił Linkę zupełnie, właściwie mogła wracać do swojego namiotu. Miała
natomiast ochotę pobiec w las, tylko po to, aby Bajor znów ją złapał, żeby znów
był blisko. On stał naprzeciwko niej i obserwował ją z uwagą.
- Czego właściwie
ode mnie chcesz? – zapytała w końcu.
- Niczego,
naprawdę. No, może tylko jednej rzeczy… - Bajor zamilkł na chwilę.
- Czego?
- Żebyś mi
powiedziała, tak szczerze… Jesteś z nim szczęśliwa? Tak naprawdę, całkowicie
szczęśliwa?
- Tak, jasne, że
tak. – Linka zawahała się tylko przez sekundę, ale Bajorowi to wystarczyło.
- Rozumiem. Ale
myślę, że kłamiesz – powiedział.
To znów zdenerwowało Linkę.
- Jak możesz?! Jesteś
bezczelny! Wydaje ci się, że możesz mówić mi takie rzeczy bez… - urwała, bo
Bajor złapał ją za podbródek i przyciągnął jej twarz do swojej.
- Nie jestem
bezczelny. Naprawdę myślę, że nie mówisz mi prawdy. Myślę, że Tomek to świetny
gość, oczywiście.
Prawie go od siebie odepchnęła,
ale Bajor się nie dał – zbliżył się teraz znowu, sprawiając, że znów oparła się
o chropowatą korę. Ciągle delikatnie trzymał ją za podbródek, drugą ręką złapał
ją za szyję, przeczesując przy tym jej włosy.
- Jestem bez
ciebie po prostu nieszczęśliwy – powiedział Bajor.
- I co ja mam z
tym teraz zrobić? – zapytała Linka.
- Mogłabyś mi
zaufać jeszcze raz…? – Bajor odparł niepewnie, puszczając jej podbródek.
Linka czuła jak emocje kotłują
się w niej. Miała przed sobą swojego byłego, który dwa lata temu… no cóż,
złamał jej serce, używając określenia z piosenek… Tak, takie miała wtedy
wrażenie. Pozwolił jej odejść nie biorąc pod uwagę niczego co mu mówiła, nie
licząc się z nią. I teraz, kiedy jest z jego najlepszym kumplem, kiedy już się
zaręczyła, on chce drugą szansę.
- A co z Tomkiem?
Nie powinieneś zapytać go o zdanie? Jest dla Ciebie jak brat… - nie mogła się
powstrzymać od sarkazmu.
- Linka… Jesteś
dla mnie ważniejsza niż Tomek – powiedział Bajor i po chwili dodał: – Tak,
wiem, że namieszałem. Głupia sytuacja.
-Tak, głupia
sytuacja – powiedziała Linka i oboje zamilkli.
W końcu Bajor puścił ją i
odsunął się od niej.
- Powinnaś wracać
– powiedział. – Oboje powinniśmy wracać. Pora wypocząć, jutro mamy intensywny
dzień.
Linka skinęła głową i razem już
wrócili na pole namiotowe.
- Dobranoc –
powiedział Bajor. Wyglądał jakby coś jeszcze chciał dodać, ale w końcu się
powstrzymał.
- Dobranoc –
odpowiedziała Linka i wsunęła się cicho do swojego namiotu. Tomek przekręcił
się przez sen i spróbował ją objąć.
Linka delikatnie przełożyła jego
ramię obok, zdejmując je z siebie.
Nagle coś sobie przypomniała. Tomek zostawił swoją kurtkę przy jej
materacu. Wymacała po ciemku górną kieszeń i znalazła jego telefon. Wyłączony.
Linka przytrzymała przycisk i ekran ożył. Po chwili znalazł zasięg. Popatrzyła
na odebrane połączenia – nic. Ale jeśli był wyłączony od wczoraj…
Ekran zgasł. Linka poczuła łzy pod powiekami i odłożyła telefon na bok.
Odwróciła się na bok i w zasadzie już miała się rozpłakać kiedy telefon
zawibrował. Natychmiast sięgnęła po aparat i odblokowała klawiaturę. Przyszedł
sms od Bajora – wysłany o 5.00 rano.
„Tomek, odwożę dziś rano brata na 6, przyjadę dopiero ok 6.30. Pośpijcie
jeszcze. Sorry i do zobaczenia.”
Linka odłożyła telefon drżącą ręką i pomasowała nadgarstki. Zasnęła dopiero
po kilku godzinach.
Następny dzień okazał się bardzo nużący. Była zmęczona, niewyspana, nie
miała ochoty na rozmowę z nikim. Bajor szedł na czele grupy, ona na końcu.
Przez dwie godziny obserwowała go jak asekuruje wspinaczkę innych albo sam
zwisa na krawędzi skały. Nie wspomniał ani słowem o ich nocnej przygodzie,
rzucił jej natomiast kilka znaczących spojrzeń. Tomek wydawał się niczego nie
zauważać, a na pytanie czy dobrze się czuje odpowiedziała, że jest po prostu
zmęczona, bo nie mogła usnąć.
Po południu Bajor odwiózł ich do domu. Wydawało jej się, że specjalnie
skrócił wycieczkę – mieli przyjechać wieczorem, jednak już o szóstej byli u
siebie. Linka z ulgą wzięła prysznic i poszła spać wcześnie.
Minęło kilka dni. Linka nie mogła znaleźć sobie nigdzie miejsca. Tłumaczyła
sobie, że nie powinna się przejmować Bajorem, że jest dobrze tak jak jest, że
Tomek to odpowiedni dla niej człowiek. Nie mogła niszczyć swojego życia,
stawiać go do góry nogami dla faceta, który już raz zawiódł. Nie mogła
ryzykować z powodu kilku chwil, kiedy ten sam człowiek trzymał ją siłą i mówił,
że za nią tęskni…
A jednak wracała do tego cały czas, obsesyjnie analizując każdą sekundę i
każde słowo tamtej nocy. Myślała też o tym, jak kiedyś było z Bajorem. Lubili
te same rzeczy, mieli te same zainteresowania. Oboje kochali góry. Oboje lubili
komedie. Oboje mieli podobne poglądy na wiele spraw – za wyjątkiem tych
praktycznych. Na przykład Bajor stawiał wyżej towarzystwo swoich kolegów,
zwłaszcza w sobotnie wieczory. Często ją wystawiał bez żadnych tłumaczeń.
Większość ich wspólnych wyjazdów w góry kończyło się kłótnią. On lubił
ekstremalne sporty, ona nie. Trudno było pogodzić jej się z jego uporem i
brakiem jakiejkolwiek chęci kompromisu.
Ale poza tym rozumieli się świetnie. I naprawdę jej na nim zależało. To
było coś innego niż uczucie, którym darzyła Tomka. Tomek był stabilny, dobry,
inteligentny. Dawał jej stałość. Nigdy nie zawiódł. Zawsze był przy niej kiedy
go potrzebowała. Spędzał z nią sobotnie wieczory. Też lubił góry, czemu nie.
A jednak z Tomkiem było inaczej. Spokojniej – to dobrze, ale… Linka
pamiętała ten dreszcz podniecenia za każdym razem kiedy nadchodził Bajor.
Wypatrywała go z daleka, a kiedy się zbliżał, ona miała jednocześnie ochotę
biec do niego i uciekać. Kiedy ją całował, zawsze chciała więcej. No i
sprawiał, że czasem śmiali się razem godzinami – z niczego. Pamiętała chwile,
kiedy aż bolał ją brzuch od śmiechu…
W końcu podjęła decyzję. Papiery przyszły już dawno, ale wahała się aż do
tej pory. Kilka razy łapała za telefon, aby odmówić, ale za każdym razem
odkładała słuchawkę po pierwszym sygnale.
Był czwartek. Tomek wrócił z pracy trochę wcześniej. Zjedli wspólnie obiad,
Tomek pozmywał. Bajor nigdy nie zmywał.
Linka westchnęła.
- Tomek. Musimy
porozmawiać – powiedziała, siadając na sofie i zapraszającym gestem wskazując
mu miejsce.
- Coś się stało?
– Tomek usiadł obok, przeczesując jej włosy z uśmiechem.
Linka odsunęła się mimowolnie.
- Tak –
powiedziała krótko i Tomek zmarszczył brwi.
- Co się stało?
Wszystko ok?
- Tomek, nie wiem
jak ci to powiedzieć, więc po prostu powiem… Wyjeżdżam. Dostałam się na studia.
Potwierdzenie przyszło dwa tygodnie temu. Wyjeżdżam do Berlina… Chciałabym,
żebyś pojechał ze mną – dodała niepewnie.
Tomek zmarszczył brwi jeszcze
bardziej, patrząc na nią z niedowierzaniem.
- Linka, jak to?
Nie mówiłaś nic o tym…
- Wiem… - Linka
czuła, że zaczyna jej się robić gorąco.
– Złożyłam podanie nie mając zbytniej nadziei, że mnie przyjmą. Ale
przyjęli. Zaczynam od października – dodała już ciszej.
- To za niecałe
trzy tygodnie, Linka – Tomek patrzył na nią z rosnącym zdumieniem. – Przecież
planujemy ślub, ja mam pracę, ty też. Nie możemy tak sobie wyjechać. Nie
oczekujesz ode mnie, że rzucę wszystko natychmiast…
- Nie,
oczywiście, że nie – przerwała mu Linka. – Ja mogę jechać najpierw. Mogę
mieszkać w akademiku przez pierwszy semestr, potem znajdę nam mieszkanie, jakąś
pracę… Możesz dojechać po świętach.
- Przemyślałaś
już wszystko, tak? – w głosie Tomka zabrzmiała gorycz, której Linka tak bardzo
się obawiała.
- Tomek, ja… ja
bardzo chcę to zrobić. Zawsze chciałam.
- Tak, wiem.
Tylko Bajor cię od tego powstrzymał, jak widzę – Tomek wstał z kanapy i zaczął
przechadzać się po pokoju.
- Tomek, to
niesprawiedliwe. Wiesz o tym – Linka patrzyła za nim jak chodził w tę i z
powrotem. – To tylko na trzy lata…
- A co ze ślubem?
O tym też myślałaś? – Tomek zatrzymał się w końcu i usiadł ciężko w fotelu.
- Ja… myślę, że
powinniśmy go przełożyć.
Tomek pokręcił głową i kłócili
się potem długo, długo w noc.
Dwa tygodnie później Linka stała
na stacji kolejowej. Pożegnała się ze wszystkimi wcześniej, teraz pozostało jej
już tylko wsiąść do pociągu. Jeszcze raz bezwiednie popatrzyła na swój palec,
gdzie jeszcze niedawno widoczny był diament od Tomka – przyzwyczaiła się do
niego. Teraz miała wrażenie, jakby coś zgubiła.
Popatrzyła na tablicę – pociąg miał
przyjechać punktualnie, ale do odjazdu był jeszcze jakiś czas. Była za
wcześnie. Pociągnęła swoją wypchaną walizkę w stronę ławki i usiadła, starając
się czytać gazetę.
Zerwanie z Tomkiem nie było
łatwe, ale sam tego chciał. Powiedział jej, że nie pojedzie z nią do Niemiec,
że jest szczęśliwy tam, gdzie jest. Zapytała, czy będzie czekał. Powiedział, że
związki na odległość nigdy nie działają… Linka westchnęła. Czuła się fatalnie,
ale wiedziała, że jeśli teraz nie podejmie tej decyzji, będzie żałować do końca
życia.
Obok niej przysiadł się jakiś
facet, więc przesunęła się na skraj ławki, nie odrywając wzroku od swojej
gazety.
Po chwili podniosła oczy na tablicę
informacyjną – tym razem pociąg miał już dziesięć minut spóźnienia. Linka
westchnęła.
- Przynajmniej
raz to nie ja jestem spóźniony – usłyszała z boku. Głos wydał jej się znajomy,
więc spojrzała na jego właściciela i znalazła się oko w oko z Bajorem. Na widok
jej miny Bajor uśmiechnął się szeroko.
- Co ty tutaj
robisz? – wydusiła w końcu.
- Jak to co? –
zapytał Bajor, udając zdziwienie. – Jadę z tobą.
- Tak? – Linka
próbowała nadać temu sarkastyczne brzmienie, ale mimo woli uśmiech wypełzł jej
na usta w podstępny sposób.
- Tak. Najpierw
uciekasz w ciemny las, potem do innego kraju. Myślałaś, że tym razem puszczę
cię samą?
Linka uniosła brwi z
powątpiewaniem.
- Póki co, masz
za sobą długą historię powstrzymywania mnie od wyjazdów – powiedziała poważnie,
patrząc mu w oczy.
- Nie tym razem –
Bajor wskazał na swój plecak. – Tym razem jadę z tobą.
- Chyba żartujesz
– powiedziała ona. – Jadę sama.
- W takim razie jadę
za tobą. Na jedno wyjdzie – Bajor wzruszył ramionami, wyjmując butelkę wody. –
Napijesz się? – podał butelkę Lince, która jej nie wzięła.
- Przestań się
wygłupiać – powiedziała tylko.
- Pełna powaga,
cała dla ciebie – Bajor odkręcił butelkę i ponownie podał ją dziewczynie. – Ja
mam jeszcze dwie butelki.
Linka bezwiednie wzięła wodę.
- A co z twoją
pracą, z mieszkaniem? – zapytała.
- Cóż, z pracy
odszedłem, mieszkanie wynająłem. Tam zatrzymam się na parę dni u znajomego.
Potem coś wymyślimy – Bajor popatrzył na butelkę. – Pijesz tą wodę czy nie? Bo
zaraz ją na siebie wylejesz…
Linka wyprostowała butelkę i
podała ją Bajorowi, nie kosztując nawet. On pociągnął kilka łyków, zakręcił ją
i włożył z powrotem do plecaka.
- No nie możesz
się tutaj tak zjawiać i mówić, że jedziesz… - zaczęła, ale on położył jej palec
na ustach.
- Linka –
powiedział poważnie, patrząc jej w oczy. – Po raz pierwszy w życiu jestem na
czas. A ten cholerny pociąg się spóźnia.
Bajor zdjął swój palec z jej ust
i wyprostował się, opierając o siedzenie.
Linka nie wiedziała co
powiedzieć i też wyprostowała się na ławce. Przez chwilę siedzieli tak w
milczeniu.
- Wtedy w lesie…
- zaczęła Linka, ale nie skończyła. Popatrzyła tylko spod oka na Bajora. On
spojrzał na nią i uniósł pytająco brwi. – Mówiłeś prawdę? – dokończyła.
- A po co miałbym
kłamać? – zapytał Bajor.
Linka wzruszyła ramionami.
Rzeczywiście, po co? Nad ich głowami
przetoczył się komunikat, że ich pociąg spóźni się o kolejne dziesięć minut.
Bajor pokiwał filozoficznie głową.
- A widzisz? –
powiedział, wskazując na niewinne powietrze, w którym ucichły odgłosy
komunikatu. – Takie już mam szczęście – dodał, spoglądając na nią z uśmiechem. Zrozumiała,
że nie mówił tylko o odjeździe pociągu.
Siedzieli znów przez moment, nie
odzywając się. Wokół hamowały z piskiem pociągi, ludzie rozmawiali o swoich
sprawach, żegnali się i witali.
- Nie będziemy
razem mieszkać, jeśli nie będziesz zmywał – powiedziała nagle Linka, na co
Bajor spojrzał na nią, zaskoczony.
- Zgoda. Kupię
nam nawet zmywarkę, jeśli to będzie problem – odparł powoli.
Linka westchnęła.
- Słuchaj, Bajor,
ja nie wiem, czy to jest dobry pomysł… - zaczęła i urwała.
- Ok, nie musimy
mieć zmywarki, jeśli nie chcesz – dodał natychmiast.
Linka już miała zaprotestować,
ale spojrzeli na siebie i oboje się roześmiali.
- Linka –
powiedział w końcu Bajor, kiedy już się uspokoili. – Tym razem się postaram.
Naprawdę. Ostatnie dwa lata uświadomiły mi sporo rzeczy. Czekaj, gdzieś to
miałem… - Bajor zaczął macać się po kieszeniach. Linka wstrzymała oddech. –
Pamiętasz to? – Bajor podał jej małe zawiniątko. Linka odwinęła miękki materiał
– w środku leżał pierścionek.
- Nie –
powiedziała.
- Oczywiście, że
nie, bo byłem za głupi, żeby Ci go dać – powiedział Bajor. – Przymierz.
Linka przymierzyła złote kółko.
Pasowało.
- Pasuje –
zauważył Bajor. – To świetnie, już się bałem, że nie będzie pasował. Dobra,
teraz go zdejmij.
Linka zaskoczona zdjęła
pierścionek i podała go Bajorowi. Ten zawinął go z powrotem w materiał.
Spojrzała na niego pytająco.
- Jest dla ciebie
– powiedział Bajor, chowając zawiniątko do kieszeni. – Ale dam ci go dopiero
wtedy, jak już się do mnie przekonasz – uśmiechnął się szelmowsko. – Jak już
upewnisz się, że to dobry pomysł – spojrzał jej prosto w oczy i złapał
delikatnie za podbródek. – Myślę, że za jakiś miesiąc – roześmiał się głośno
widząc jej minę. – O, jedzie nasz pociąg – dodał i podniósł ich bagaże. – Masz
rezerwację?
Miała. On też. Całkiem blisko
siebie.
Cześć: ) chciałam tylko powiedzieć że świetnie piszesz. Twój styl i technika bardzo mi się podobają. Czyta się lekko i przyjemnie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam; )
Jeśli chcesz zajrzyj też do mnie
Gdziejacieznalazlem.blogspot.com
Cześć, dzięki za pozytywny komentarz, strasznie miło coś takiego usłyszeć (tzn. przeczytać:). Zajrzałam do Ciebie - przeczytałam dwie części z ciekawością, zapowiada się bardzo interesująco. Zwracam też komplement - ditto. Będę wracać. :) Pozdrawiam!
UsuńCześć: ) chciałam tylko powiedzieć że świetnie piszesz. Twój styl i technika bardzo mi się podobają. Czyta się lekko i przyjemnie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam; )
Jeśli chcesz zajrzyj też do mnie
Gdziejacieznalazlem.blogspot.com
Świetne opowiadanie!
OdpowiedzUsuńDziękuję, cieszę się, że się spodobało. :) Pozdrawiam!
UsuńBardzo mi się podobało, bardzo dziękuję, świetna historia. Udowadniasz, że dobrze radzisz sobie tak samo z długimi i krótkimi formatami :)
OdpowiedzUsuńrafau
z imagineyourselfblog.blogspot.com/
Bardzo się cieszę i dzięki za lekturę oraz komentarz! :) Pozdrawiam!
Usuń