Okazało się jednak, że państwo Sandbanks jeszcze nie śpią; co więcej, z
kuchni dobiegł Qwerty’ego także głos Johna. Zdziwiony, Qwerty najciszej jak
potrafił zszedł po schodach, omijając dwa skrzypiące stopnie. Odkąd zamieszkał
z Gibble’ami, gdziekolwiek był - od razu odruchowo znajdował takie niuanse jak
skrzypiąca podłoga i teraz był w stanie poruszać się po domu Sandbanksów niemal
tak cicho jak Herman.
-Nie wierzę, że wziąłeś ze sobą miotacz ognia, John! To było
nieodpowiedzialne! – mówiła pani Sandbanks, a w jej cichym głosie była łatwo
wyczuwalna dezaprobata.
-Przecież mu go nie dałem – bronił się John. – Poza tym chłopak uczy
się lepiej, gdy ma silny stymulant. Woda zabrała mu kilka godzin; dzisiaj
zrobił to w kilka minut.
-I udało mu się, tak od razu? – pytał pan Sandbanks.
-Roger, powinieneś był go widzieć. Matt robił rzeczy, których w życiu
nie widziałem, ale Qwerty… - John urwał, jakby nie mógł znaleźć słów na
określenie rzeczy, które robił Qwerty. – Chłopak jest jak gąbka. Uczy się w mig
i to bez mrugnięcia okiem. Nawet się nie zmęczył… Jest jak tykająca bomba
zegarowa i więcej wysiłku kosztuje go panowanie nad sobą niż panowanie nad jego
zdolnościami.
Zapadła chwila ciszy,
aż w końcu pani Sandbanks zapytała:
-I co będzie dalej?
-Oni chcą, żebym go uczył – mówił John z pewnym wahaniem.
-Powiesz im o dzisiejszym? – zapytał pan Sandbanks.
-Wiesz, że muszę – rzekł kwaśno John, a w jego głosie zabrzmiała
niechęć. – Ale może… hm, umniejszę nieco jego zasługi. Nie bardzo mi się to
podoba.
-Nam też nie – powiedziała twardo pani Sandbanks.
-Jak tak dalej pójdzie, nie dadzą mu nawet skończyć szkoły – mruknął pan
Sandbanks.
-Nie, umowa jest umową – powiedział John zdecydowanie. – Martwi mnie
tylko, co będzie potem. Wiecie, że chłopak chce gasić pożary?
-Co? – zapytał Roger.
-Taki miał pomysł, jak już wracaliśmy. Stwierdził, że może pomagać
strażakom, czy coś w tym rodzaju. Ratować ludzi i budynki. I lasy – dodał John,
a w jego głosie zabrzmiała nuta goryczy.
Zapadła chwila ciszy;
Qwerty poczuł, jak Herman ociera się o jego bose stopy i niemal podskoczył.
Bojąc się, że narobił niepotrzebnego hałasu, po cichu cofnął się w kierunku
schodów, ale wyglądało na to, że nikt nic nie usłyszał.
-Och, Qwerty – westchnęła mama Ange po dłuższej chwili.
W tej chwili Herman miauknął donośnie, patrząc
w ciemnościach korytarza prosto na Qwerty’ego.
-Herman! Trzeba chyba go wypuścić – powiedziała Terry i chłopiec
usłyszał, jak odsuwa krzesło. Szybko wycofał się na górę, ukrywając się za
rogiem.
"Qwerty: Historia" - TUTAJ
"Qwerty: Zagubiony w Czasie" - TUTAJ
Zapraszam też na stronę internetową Qwerty'ego: LINK
oraz Facebook: http://www.facebook/QwertySeymore
"Qwerty: Historia" - TUTAJ
"Qwerty: Zagubiony w Czasie" - TUTAJ
Zapraszam też na stronę internetową Qwerty'ego: LINK
oraz Facebook: http://www.facebook/QwertySeymore
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz