piątek, 23 października 2015

Oni chcą, żebym go uczył - fragment powieści pt. "Qwerty: Zagubiony w Czasie" (tom II)


Okazało się jednak, że państwo Sandbanks jeszcze nie śpią; co więcej, z kuchni dobiegł Qwerty’ego także głos Johna. Zdziwiony, Qwerty najciszej jak potrafił zszedł po schodach, omijając dwa skrzypiące stopnie. Odkąd zamieszkał z Gibble’ami, gdziekolwiek był - od razu odruchowo znajdował takie niuanse jak skrzypiąca podłoga i teraz był w stanie poruszać się po domu Sandbanksów niemal tak cicho jak Herman.


Qwerty stanął tuż obok drzwi, opierając się plecami o ścianę i nastawiając ucha.

-Nie wierzę, że wziąłeś ze sobą miotacz ognia, John! To było nieodpowiedzialne! – mówiła pani Sandbanks, a w jej cichym głosie była łatwo wyczuwalna dezaprobata. 

-Przecież mu go nie dałem – bronił się John. – Poza tym chłopak uczy się lepiej, gdy ma silny stymulant. Woda zabrała mu kilka godzin; dzisiaj zrobił to w kilka minut.

-I udało mu się, tak od razu? – pytał pan Sandbanks.

-Roger, powinieneś był go widzieć. Matt robił rzeczy, których w życiu nie widziałem, ale Qwerty… - John urwał, jakby nie mógł znaleźć słów na określenie rzeczy, które robił Qwerty. – Chłopak jest jak gąbka. Uczy się w mig i to bez mrugnięcia okiem. Nawet się nie zmęczył… Jest jak tykająca bomba zegarowa i więcej wysiłku kosztuje go panowanie nad sobą niż panowanie nad jego zdolnościami.

             Zapadła chwila ciszy, aż w końcu pani Sandbanks zapytała:

-I co będzie dalej?

-Oni chcą, żebym go uczył – mówił John z pewnym wahaniem.

-Powiesz im o dzisiejszym? – zapytał pan Sandbanks.

-Wiesz, że muszę – rzekł kwaśno John, a w jego głosie zabrzmiała niechęć. – Ale może… hm, umniejszę nieco jego zasługi. Nie bardzo mi się to podoba.

-Nam też nie – powiedziała twardo pani Sandbanks.

-Jak tak dalej pójdzie, nie dadzą mu nawet skończyć szkoły – mruknął pan Sandbanks.

-Nie, umowa jest umową – powiedział John zdecydowanie. – Martwi mnie tylko, co będzie potem. Wiecie, że chłopak chce gasić pożary?

-Co? – zapytał Roger.

-Taki miał pomysł, jak już wracaliśmy. Stwierdził, że może pomagać strażakom, czy coś w tym rodzaju. Ratować ludzi i budynki. I lasy – dodał John, a w jego głosie zabrzmiała nuta goryczy.

             Zapadła chwila ciszy; Qwerty poczuł, jak Herman ociera się o jego bose stopy i niemal podskoczył. Bojąc się, że narobił niepotrzebnego hałasu, po cichu cofnął się w kierunku schodów, ale wyglądało na to, że nikt nic nie usłyszał.

-Och, Qwerty – westchnęła mama Ange po dłuższej chwili.

              W tej chwili Herman miauknął donośnie, patrząc w ciemnościach korytarza prosto na Qwerty’ego.

-Herman! Trzeba chyba go wypuścić – powiedziała Terry i chłopiec usłyszał, jak odsuwa krzesło. Szybko wycofał się na górę, ukrywając się za rogiem. 

"Qwerty: Historia" - TUTAJ
"Qwerty: Zagubiony w Czasie" - TUTAJ

Zapraszam też na stronę internetową Qwerty'ego: LINK

oraz Facebook: http://www.facebook/QwertySeymore

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz