czwartek, 16 lutego 2017

Nie od razu wszystko się udaje, czyli filozoficznie o pieczeniu chleba

Czasem trzeba kilka - kilkanaście, kilkadziesiąt - prób, aby osiągnąć cel. Wie to każdy, kto próbował kiedyś wykroczyć poza swoją tzw. "strefę komfortu" i zrobić coś nowego. Dla mnie wyzwaniem ostatniego miesiąca - oprócz zwykłych obowiązków i hobby - było upieczenie domowego chleba. Zaznaczam, że nigdy wcześniej takiego nie przygotowałam i nie miałam o tym najmniejszego pojęcia. A w dodatku uparłam się, że nie będzie z gotowego mixu, tylko na zakwasie. Tak tradycyjnie. Najpierw więc trzeba było przygotować zakwas... 

Chleb numer 4 - udany

Dla niewtajemniczonych już wyjaśniam, że zajmuje to trzy dni. Bierze się mąkę żytnią lub pszenną (ja zdecydowałam się na żytnią i organic) i wsypuje do wyparzonego szklanego słoika w ilości pół szklanki. Dodaje się taką samą ilość wody, miesza, zostawia w ciepłym miejscu. Słoik ma być przykryty np. papierowym ręcznikiem zabezpieczonym tzw. gumką-recepturką. 

I tak codziennie. Dopóki zakwas nie "pracuje", czyli robią się na nim bąble i jedzie kwaskowo, jak zepsute ogórki kiszone, tylko trochę przyjemniej. Trzeciego dnia efekt był średni; dopiero po tygodniu mój "dokarmiany" zakwas przypominał coś, co widziałam u innych na zdjęciach. (Przepis na zakwas, z którego korzystałam można znaleźć TUTAJ.)

Pierwszy chleb, który upiekłam wydawał się niby super, ale - stosując się do jednego z  przepisów - wrzuciłam do niego półtorej łyżki soli. Wyszedł tak słony, że nie dało się go jeść... mimo całkiem dobrej konsystencji. No i popękał. Skończył jako karma dla ptaków. 

Chleb numer 1 - przesolony (chociaż pieczony według przepisu...)

Drugi chleb wyszedł niesłony i generalnie niesmaczny. Poza tym nie urósł. Dodam, że piekłam go "na parze", czyli z dodatkiem blachy z ok. 1 szklanki wody, która sobie podczas tego pieczenia parowała. Wtedy postanowiłam znaleźć inny przepis. 

Przy trzecim chlebie było już lepiej - zmieniłam trochę taktykę i proporcje, darowałam sobie tą "parę" i pozwoliłam mojemu chlebowi rosnąć jakiś czas w piekarniku przy 50 stopniach C, przed pieczeniem. Wyszedł, tylko cienki i średniawy - wsadziłam za mało ciasta na zbyt dużą blachę. Dało się zjeść, ale "mniejsza połowa" znów znalazła swój użytek jako karma dla ptaszorów. 

Chleb nr 3 - zjadliwy, więc nastąpiła poprawa

I w końcu... voila! Chleb numer 4 był pyszny... Nie zmarnował się ani jeden okruszek. Z dodatkiem ziaren smakował o niebo lepiej niż ten ze sklepu... 

Podobno do trzech razy sztuka, ale jak za trzecim nie wychodzi, to trzeba próbować dalej. Moje eksperymenty kuchenne sprawiły, że nie tylko nauczyłam się, jak piec pyszny, świeży, domowy chleb bez żadnych sztucznych dodatków, ale też dały mi sporą satysfakcję. Przecież ja mam do gotowania i pieczenia dwie lewe ręce (no, może z wyjątkiem mojego ulubionego tortu - TUTAJ). 

Czasem warto się nie poddawać. :)

Chleb nr 4


Mój przepis na chleb


Składniki: 

Najpierw: 
ok. 150-200 g zakwasu
500 g mąki (ja wrzucam pszenną z dodatkiem żytniej)
350 g wody (tak, w gramach - to jakieś półtorej szklanki)
Płaska łyżka soli
Płaska łyżka brązowego cukru

Później: 
ok. 300g mąki 
Ziarna (dowolne)

Wszystkie składniki z pierwszej kategorii (płynne jako pierwsze) wymieszać i zostawić na kilka godzin lub nawet całą noc, żeby "dojrzało". Następnego dnia lub po upływie tych kilku godzin dodać pozostałą mąkę i ziarna, wymieszać drewnianą łyżką, do momentu, gdy ciasto ma stałą, gładką, w miarę gęstą konsystencję (ciągle się klei, ale to jest ok). 

Potem na 30 min. wsadzić do piekarnika rozgrzanego do ok. 50 stopni C, a później od razu piec  w temperaturze 200-230 stopni (ja nastawiam piekarnik na "górę i dół"), przez ok. 45 min. Na ostatnie 5-10  min. można włożyć do piekarnika blachę lub naczynie żaroodporne z ok. pół szklanki wody, która wyparuje i sprawi, że skórka będzie bardziej miękka. Jeśli ktoś lubi chrupiącą, to można bez tego... 

Krok ostatni: jeść! Dobrze poczekać, aż wystygnie, ale nikt nigdy w całym naszym uniwersum nie wytrzymał tak długo... :)

Planuję wypróbować też przepis Tomka Lacha na chleb na drożdżach - znaleźć można go TUTAJ

Jeśli macie własne przepisy/sposoby/porady, podzielcie się w komentarzach - chętnie poeksperymentuję dalej. :) 


8 komentarzy:

  1. prawda że chleb upieczony w domu smakuje genialnie ??

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda! Jak już wyjdzie... :) W sumie to Ty mnie też do tego przekonałaś, bo naczytałam się o pieczeniu chlebba u Ciebie na blogu i jakoś tak mi chodziło od dłuższego czasu po głowie. Aż w końcu miałam czas i ochotę na wykonanie. :)

      Usuń
    2. Cieszę się - dla mnie chleb jest istotny :) w ogóle nie kupuję chleba i poświęcam mu już oddzielny blog - pozdrawiam

      Usuń
    3. To podaj linka... Chętnie poczytam i może poeksperymentuję dalej. Właśnie mi w kuchni ciasto rośnie na kolejny bochenek :)

      Usuń
  2. :) http://zapiecekjagi.blogspot.com/ to mój nowy wytwór ten blog - więc dopiero się rozkręcam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Super, poczytałam, zapewne skorzystam z niektórych wskazówek. :) I będę śledzić. Co do zakwasu zaś, to prawda, ze im starszy tym lepszy... Mój dopiero po kilku tygodniach (!) zaczyna mocno pracować. :)

      Usuń
  3. Upieczenie chleba na zakwasie jest sztuką, a ten numer cztery wygląda apetycznie, więc gratuluję! Skuszę się i ja na chleb według tego przepisu. Pozdrawiam! :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję i serdecznie polecam taki chlebek - jest pyszny, zwłaszcza ciepły. :) Pozdrawiam!

      Usuń