-Zmiana miejsc – powiedział do Qwerty’ego i wyszedł z auta, zostawiając kluczyki w stacyjce.
Qwerty uśmiechnął się
lekko i zasiadł za kierownicą. To było proste. Tysiąc razy widział, jak inni
prowadzą. Skoro taki Jason Scammel to potrafił, on nie będzie miał z tym
problemu.
-Ustaw siedzenie i lusterka, Qwerty – powiedział mu John i Qwerty
przysunął sobie siedzenie z takim rozmachem, że wjechał kolanem w deskę
rozdzielczą.
John uniósł brwi.
Qwerty poprawił
wszystko i przekręcił kluczyk w stacyjce. Silnik zaczął pracować.
-Pas – przypomniał mu John i chłopiec, przewracając oczami, zapiął pas
bezpieczeństwa. Jaki był tego sens? W razie wypadku mógł po prostu teleportować
się na zewnątrz…
-Teraz… ręczny, potem sprzęgło, po lewej stronie. Ruszaj z jedynki.
Ostrożnie dodawaj gazu – zaczął John i Qwerty nacisnął na gaz. Samochód zawył i
zgasł.
-Ręczny. Potem bieg i sprzęgło. Potem gaz – powiedział John cierpliwie.
-Ok, ok – odparł chłopiec i zwolnił ręczny hamulec, kładąc nogę na
sprzęgle. Ponownie przekręcił kluczyk w stacyjce i, tym razem ostrożniej,
przycisnął gaz. Samochód ruszył do przodu, po czym zatrzymał się gwałtownie i
John i Qwerty polecieli gwałtownie do przodu, prawie uderzając głowami w deskę
rozdzielczą. Gdyby nie pas bezpieczeństwa, Qwerty wyrżnąłby czołem w
kierownicę.
-Zdejmuj nogę powoli ze sprzęgła – rzekł John, odruchowo łapiąc uchwyt
nad drzwiami po stronie pasażera, jakby musiał mieć jakąś fizyczną podporę.
Qwerty westchnął i
spróbował jeszcze raz. Tym razem samochód zawył z protestem i ruszył ciężko.
-Trójka! – krzyknął John. – Rusza się z jedynki!
Qwerty spojrzał na
sprzęgło i auto wjechało na trawę, szorując bokiem o starą, zapomnianą oponę.
Qwerty zahamował gwałtownie, ale pomylił hamulec z gazem i wypruli przed
siebie.
John ścisnął uchwyt i
samochód powoli zwolnił, zatrzymując się bez udziału chłopca. Qwerty zobaczył w
lusterku, że zostawił na trawie czarne ślady kół.
John odetchnął.
-Jeszcze raz. Ręczny, bieg, sprzęgło, powoli gaz. Gaz to ten po prawej,
ok? Hamulec jest w środku…
Qwerty skinął głową,
zaciskając zęby. Po chwili jednak ruszył, spokojnie wyjeżdżając na asfaltowy
tor.
-Sprzęgło i dwójka – rzucił mu John i Qwerty zmienił bieg,
przyspieszając trochę. – Bez pośpiechu – powiedział John, poruszając się nieco
niespokojnie.
Duży, zielony Jeep
należący do Johna nie był najłatwiejszym do prowadzenia i potrzeba było trochę
siły, aby sobie z nim poradzić, ale Qwerty opanował jazdę w ciągu pół godziny.
John w końcu puścił uchwyt i siedział, uspokojony, patrząc jak chłopiec równo
jeździ wokół toru. Nauczył go jeszcze cofać i parkować, i Qwerty chłonął
wszystko. Po dwóch godzinach wydawało się, że jeździ Jeepem od lat.
John uśmiechnął się.
-Ok, przyspiesz trochę – powiedział do Qwerty’ego i ten, już pewny
siebie, dodał gazu, sunąc wokół toru gokartowego. Wskazówka na liczniku szła w
górę i John uniósł brwi.
-Bez przesady, Qwerty…
Zbliżali się do
najbliższego zakrętu i Qwerty złapał mocniej kierownicę…
-Zwolnij! – powiedział mu John, ale Qwerty nie posłuchał; zakręcił
kierownicą…
John przygotował się
już na złagodzenie uderzenia, ale nic się nie stało. Samochód, wbrew wszelkim
prawom fizyki, nadal sunął po równej powierzchni; nawet nie zaszarpało za
bardzo w bok. John skrzywił się.
-Nie oszukuj! – powiedział do Qwerty’ego złym głosem. – Dopiero się
uczysz.
Qwerty uśmiechnął się
znowu.
-Przepraszam. Ale chciałem sprawdzić, czy potrafię.
John popatrzył na
niego uważnie.
-Może nie ze mną w środku, co? Co by było, gdyby ci się nie udało? –
zapytał kwaśno.
Qwerty speszył się
lekko i zaraz zwolnił.
-No… Zawsze mi wychodzi, więc…
John pokręcił głową.
-To nieodpowiedzialne, Qwerty – rzucił mu John z pewnym niesmakiem.
-Przepraszam – odparł chłopiec, czerwieniąc się lekko. Wszystko było
dla niego tak proste, że w zasadzie nie zastanawiał się nad konsekwencjami
ewentualnego niepowodzenia.
-Jedź normalnie – rzekł tylko John. – Musisz się nauczyć…
I Qwerty pomyślał, że
John ma na myśli coś więcej niż tylko jeżdżenie samochodem…
W końcu John kazał mu
się zatrzymać i zamienić miejscami.
-Wystarczy na dzisiaj – powiedział.
-John, poczekaj – Qwerty zacisnął palce na kierownicy. – John… Czemu
przestałeś mnie uczyć nowych rzeczy? – zapytał z pewnym wahaniem. – Wiem, że
zamieszałem… z Sunny Enterprises. Ale…
John przez chwilę
wpatrywał się w chłopca nic nie mówiąc. Myślał o jego zabłoconych butach, które
zobaczył, gdy Qwerty zasnął u Sandbanksów.
-Myślę, że ostatnio i tak sporo się nauczyłeś – odparł takim tonem, że
chłopiec spojrzał na niego ze zdziwieniem. Twarz Johna nie zdradzała jednak
niczego. – Umiesz już bardzo wiele, Qwerty. Ważne było, żebyś nauczył się kodu…
-Ale na pewno nie potrafię wszystkiego – odparł Qwerty. – Jak mam się
bronić…?
-Dość – uciął John. – Zamień się miejscami, na dzisiaj wystarczy.
Poćwiczymy jeszcze. A teraz czas jechać.
Szkoła jazdy www.albar.krakow.pl jest godna polecenia. Tylko dzięki nim zdałem za pierwszym razem!
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawie napisane. Jestem pod wielkim wrażaniem.
OdpowiedzUsuń