sobota, 17 września 2016

"Qwerty: W Stronę Słońca" - Rozdział XV: "W klubie", część 1

To był długi dzień... A wieczór też nie zapowiada się prosto - z draśniętym pociskiem ramieniem, Qwerty udaje się do lokalnego klubu, gdzie poznać ma resztę drużyny. A klubów nie cierpi... Zresztą, nie zabawi długo. Zobaczcie dlaczego... Jeśli chcecie poznać całą opowieść, zapraszam do lektury: wszystkie rozdziały książki "Qwerty: W Stronę Słońca" (TOM V serii) w porządku chronologicznym można znaleźć w poście TUTAJ


QWERTY: W STRONĘ SŁOŃCA
TOM V

Dla Bogdana.

Poprzedni odcinek powieści znaleźć można TUTAJ (kliknij).

Rozdział 15, część 1

W klubie

*

Qwerty wszedł do klubu i rozejrzał się. Grała głośna muzyka i słychać było śmiechy i piski dziewczyn. Gdy tylko przekroczył próg, wydało mu się, że wszyscy patrzą na niego; czuł się jak w pierwszy dzień szkoły, po przenosinach do Poole. Tak jak wtedy, starał się nie zwracać na to uwagi. Z daleka zobaczył Jacka i Bellę, stojących z kilkoma innymi osobami; dwie z nich rozpoznał i poczuł, jak robi się zły. Jack zobaczył go i pomachał mu, szturchając Bellę, która przywołała go gestem.

Qwerty podszedł do nich i przywitał się.

-Hej, dobrze cię widzieć, Qwerty – powiedziała mu Bella. – Już myśleliśmy, że nie przyjdziesz.

-No… jestem trochę zmęczony – powiedział Qwerty.

-Zmęczony czy stęskniony za czymś… lub za kimś? – powiedział Dani z szerokim uśmiechem, składając razem dłonie.

-Za czymś z kimś – zaśmiał się George i trącił ramieniem Daniego, który roześmiał się głośno.

Qwerty spojrzał na Daniego strasznym wzrokiem; widocznie tamten odczytał jakieś urywki jego myśli. Już miał odwrócić się i odejść, żeby nie stracić panowania nad sobą i nie spowodować nowej sensacji, gdy Bella ścisnęła go nieznacznie za rękę.

-Hej, dajcie mu spokój – rzekła. – Wystarczająco mu się dzisiaj dostało…

Tamci spoważnieli trochę.

-Nie mogłem uwierzyć, że Anderson wpakował cię od razu na plac szkoleniowy – George spojrzał na niego z uznaniem. – Zastanawiałem się już, którą część ciebie wyniosą najpierw. Dobra robota.

-Dzięki – odparł Qwerty, nie bardzo wiedząc, co odpowiedzieć. Cała ta rozmowa sprawiała, że czuł się niekomfortowo.

-Szczerze mówiąc, Anderson zachował się dzisiaj jak prawdziwy kretyn – dodał Dani. – Ale, ale, nie poznałeś jeszcze wszystkich. To jest nasza zespołowa piękność, Svetlana – powiedział, wskazując na wysoką dziewczynę z gęstymi, jasnymi, długimi włosami, która mierzyła Qwerty’ego zimnymi, niebieskimi oczami. Qwerty skinął w jej stronę najprzyjaźniej, jak potrafił, ale ona ledwo odwzajemniła jego powitanie lekkim skinieniem głowy. – A to jest Marek. Razem stanowią nasz polsko-rosyjski zespół – powiedział Dani, trącając Marka z szerokim uśmiechem. Ten zignorował go i podał Qwerty’emu rękę.

-Miło cię poznać. Dużo o tobie słyszałem – powiedział z mocnym, słowiańskim akcentem.

-Wzajemnie – odparł Qwerty, ściskając mu dłoń. Marek przytrzymał ją na chwilę, jakby z tego uścisku chciał wyczytać coś szczególnego. Qwerty przyjrzał mu się; mógł być już po trzydziestce i lekkie zakola na głowie sugerowały, że proces łysienia już się u niego rozpoczął. Jego uścisk był bardzo mocny; Qwerty miał wrażenie, że potrafiłby zgnieść mu dłoń bez najmniejszego wysiłku, ale decydował, że tego nie zrobi. Na razie.

Qwerty poczuł, że członkowie zespłu, z którym przyjdzie mu pracować nie zapowiadałli się jako jego przyszli najlepsi przyjaciele na zawsze. Poczuł, że ma ochotę uciec od nich i był na to teraz tylko jeden sposób.

-Hej, ktoś chce coś do picia? Idę do baru… - spytał, zanim tamci mieli czas na dalsze komentarze.

Wszyscy jednak odmówili, trzymając w rękach swoje drinki i Qwerty z pewną ulgą przecisnął się w stronę baru, mając nadzieję, że gdy wróci, będą już rozmawiać o czymś, co odwróci uwagę od niego samego.

Zamówił sok i zapłacił właśnie, gdy z tyłu usłyszał znajomy głos.

-Jednak przyszedłeś.

Obrócił się i zobaczył za sobą Jenny, która właśnie podeszła do niego z kolorową butelką w ręku. Uśmiechnęła się do niego szeroko i Qwerty odwzajemnił się bladym grymasem.

-John mnie przekonał – powiedział, łapiąc zimną szklankę.

-Dobra robota, John – odparła wesoło. – Jak twoje ramię?

Qwerty skrzywił się; mimo środków przeciwbólowych, ręka pulsowała mu nieprzyjemnie.

-Dobrze – oświadczył słabo, ale chyba niezbyt przekonywująco, bo ona zmarszczyła lekko brwi.

-No cóż, nie przejdzie tak od razu. Ale nic ci nie będzie. Hej, wiem, co może ci pomóc – rzekła, odstawiając swojego drinka i odbierając mu jego szklankę. – Zatańczymy? – zapytała, przysuwając się bliżej.

-Nie, dzięki – odrzekł szybko i cofnął się o krok, wpadając na kogoś z tyłu. – Przepraszam – powiedział, odwracając się do siedzącego na barowym stołku chłopaka, pogrążonego w rozmowie z jakąś dziewczyną, która była obok; ten machnął na niego niechętnie. – Nie tańczę… - dodał Qwerty, spoglądając z powrotem na Jenny.

Jenny zaśmiała się tylko.

-No dalej… Wyluzuj się trochę. Jeden taniec. Nikt tu tak naprawdę nie umie tańczyć, wszyscy tylko udają…

Qwerty rozejrzał się wokół; kolorowe światła migały im nad głowami i Qwerty przypomniał sobie twarz Ange, kiedy siedzieli razem nad potokiem w New Forest, a on tworzył tęczowe wzory wokół nich, zupełnie tak, jak przed laty pokazał mu John. Poczuł bolesne ukłucie gdzieś w okolicach żołądka i nagle stwierdził, że nie zależy mu na tym, co myślą inni. Nie chciał być tu już ani chwili dłużej.

-Nie, naprawdę, dzięki – powiedział do Jenny. – Przepraszam na chwilę… – dodał i odszedł od baru, zostawiając dziewczynę samą. Ona zacisnęła tylko usta i westchnęła, ale zaraz sięgnęła po swojego drinka i podeszła do grupy znajomych.

Kolejny odcinek powieści znaleźć można TUTAJ (kliknij na link). 

Przypominam, że wszystkie rozdziały w porządku chronologicznym można znaleźć w poście TUTAJ

Pozostałe części książek można zakupić w wersjach papierowych na platformach Amazon lub ściągnąć za darmo jako ebooki na stronie beezar.pl. Linki poniżej: 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz