piątek, 30 września 2016

"Qwerty: W Stronę Słońca" - Rozdział XVII: "Pojedynki", część 4

I wreszcie Qwerty staje do walki z Danim. Ten niepozorny (z pozoru) przeciwnik jest pierwszym, który sprawia, że pewność siebie opuszcza chłopca... Jak skończy się pojedynek z Hiszpanem? Zobaczcie poniżej. Jeśli chcecie poznać całą opowieść, zapraszam do lektury: wszystkie rozdziały książki "Qwerty: W Stronę Słońca" (TOM V serii) w porządku chronologicznym można znaleźć w poście TUTAJ


QWERTY: W STRONĘ SŁOŃCA
TOM V

Dla Bogdana.

Poprzedni odcinek powieści znaleźć można TUTAJ (kliknij).

Rozdział 17, część 4

"Pojedynki"

*

Dani nadal stał spokojnie, a Qwerty nie bardzo wiedział, co robić. Z łatwością mógł teraz wysłać cios telekinetyczny w kierunku Daniego. Ale nie chciał go atakować.

Nagle poczuł coś, jakieś delikatne uczucie z tyłu głowy, jakby ktoś bardzo powoli i prawie niewyczuwalnie przeszukiwał kartotekę w jego mózgu, starając się znaleźć czuły punkt.

-Angel… - zaczął Dani, ale zanim skończył, zwalił się na plecy, nie mając nawet czasu na reakcję.

Qwerty doskoczył do niego; mógł teleportować się, ale zamiast tego pobiegł w kierunku swojego przeciwnika. Ten nie zdążył zrobić nic, widząc, jak wcielenie żywej furii zbliża się do niego biegiem. Qwerty dopadł go, przewrócił i, siadając na jego klatce piersiowej, uderzył go w twarz, rozkwaszając mu nos. Dwa lata treningów Qwerty’ego na boisku rugby nie pozostawiały Daniemu najmniejszych szans, bez względu na szkolenie w Brentwood.

-Precz! Z! Mojej! Głowy! – wrzasnął, okładając tamtego po twarzy. Dani próbował się bronić i wysłał cios w stronę Qwerty’ego, ale ten jakby nawet tego nie zauważył, wciąż uderzając gdzie popadnie.

Nagle Qwerty poczuł, że ktoś chwyta go od tyłu i poczuł ból w ramionach, gdy mocne ręce chwyciły go za nie.

-Nigdy! Więcej! Nie waż się! Rozumiesz? Nigdy!! – krzyczał, wyrywając się pozostałym. Nagle przypomniał sobie, że przecież potrafi posługiwać się telekinezą i zebrał całą energię… Ale ból w czaszce obezwładnił go i Qwerty stracił przytomność.

*

Ból rozsadzał mu głowę. Qwerty zrobił mały rekonesans swojego ciała i skrzywił się. Głowę spisał na straty, lewe ramię bolało, jakby ktoś wsadził w nie rozżarzony pręt. Prawe ramię szarpało, jakby miał je zwichnięte. Nogi – były, ale w tym momencie ledwo nimi poruszał. Plecy – krzyczały, że ktoś potraktował je w bardzo nieprzyjemny sposób i teraz chciały szczególnej uwagi.

Spróbował się poruszyć, ale nie mógł; nie tylko ze względu na ból, ale coś krępowało mu ruchy. W końcu otworzył oczy i rozejrzał się. Był w swoim pokoju w Brentwood. To już rozpoznawał. Na zewnątrz było ciemno, a obok łóżka paliła się tylko pojedyncza lampka. Qwerty zamrugał; miał coś na rękach…

Szarpnął się, ale nie przyniosło to żadnych rezultatów; czując łupanie w głowie spojrzał w górę i zobaczył, że ręce ma przykute kajdankami do łóżka. Przez chwilę nie mógł w to uwierzyć, jakby ktoś robił mu głupi kawał i wpatrywał się tylko w metalowe bransoletki. Pierwszy raz w życiu widział kajdanki – i to w dodatku na sobie. Kto mógłby go przykuć do łóżka? Co się działo?

Nagle drzwi otworzyły się i stanęła w nich Jenny, niosąc tacę, a na niej kubek, talerz i apteczkę.

Qwerty zamrugał, nie mogąc sobie przypomnieć, jak się tu znalazł.

-O, obudziłeś się już – powiedziała, stawiając tacę na stoliku i podchodząc do niego. – Nadal masz ochotę na bójki? – zapytała z wyraźną dezaprobatą, stając nad nim z rękami podpartymi o biodra.

Qwerty nie odezwał się, ale obecny układ sił bardzo mu się nie spodobał. Skrzywił się mocno, ale kajdanki opadły mu z nadgarstków i Qwerty pomasował je słabo.

-Co się dzieje? – wychrypiał, podnosząc się z trudem i natychmiast sycząc z bólu. Złapał się za tył głowy, na którym od razu wyczuł wielkiego guza. – Co…?

Nagle przypomniał sobie dzisiejszy dzień.

-Drań… - wychrypiał, a grymas wściekłości wykrzywił mu twarz.

Jenny cofnęła się trochę, jakby miała do czynienia z udomowionym tygrysem, który nie wiadomo kiedy zdecyduje, że puszkowane jedzenie już mu nie smakuje i nabierze ochotę na świeżą zdobycz. Qwerty zauważył to i natychmiast go to ostudziło.

-Przepraszam – powiedział, opierając policzek na rękach. – Jenny?

-Tak? – zapytała, siadając na skraju materaca.

-Kto, u licha, przykuł mnie kajdankami do łóżka?

-Anderson – odparła, a Qwerty poczuł, że coś się w nim gotuje. – Ale na moją prośbę.

On odjął rękę od twarzy.

-Dlaczego?

-Bo wymachiwałeś rękami, gdy byłeś nieprzytomny. Po pierwsze, prawie mnie uderzyłeś. Po drugie, mogłeś sobie zrobić jeszcze większą krzywdę. Po trzecie, jedno ramię masz stłuczone, a na drugim masz teraz otwartą ranę. Lepiej było, żebyś był unieruchomiony.

-Ok… - Qwerty poczuł się trochę lepiej, jakby rzeczywistość zaczęła nabierać jakiegoś sensu. – Co się stało? Anderson… on uderzył mnie w głowę…

Jenny skinęła głową; jej czarne włosy były teraz zebrane do tyłu, a jej twarz była bardzo poważna.

-Anderson musiał cię unieszkodliwić. Po pierwsze, pobiłeś Daniego… wylądował w szpitalu ze złamanym nosem…

Qwerty z satysfakcją skinął głową.

-Należało mu się…

Jenny zamilkła na chwilę; Qwerty znów wyczuł jej dezaprobatę, ale nie odezwał się.

-Po drugie, właśnie miałeś unicestwić cały swój zespół i co najmniej połowę Brentwood, według Andersona. Osobiście myślę, że trochę przesadza.

Qwerty zagryzł usta i spojrzał na nią przelotnie.

-Więc nie przesadza… - powiedziała. – Qwerty, nie możesz kontynuować w ten sposób – wybuchnęła w końcu. – Jesteś w Brentwood drugi dzień i dwa razy wylądowałeś w łóżku, pokiereszowany. Wkurzyłeś połowę swojego zespołu: Dani jest w szpitalu, George nie chce nawet o tobie rozmawiać, Svetlana wygląda, jakby się ciebie bała, a Marek mówi, że jeszcze ci dołoży… Anderson chce, żebyś opuścił Brentwood. Collard się nie zgodził, ale jeśli tak dalej pójdzie, to możliwe, że będzie musiał. A nikt tak po prostu nie odchodzi z Brentwood, musisz to wiedzieć…

Qwerty popatrzył na Jenny. Nagle przyszło mu na myśl, że to samo mówiłaby mu teraz Angelina, gdyby była tu z nim. Na samą myśl o reakcji Ange na jego ostatnie wybryki, czuł, że się czerwieni. A co zrobiłby Roger? Przypomniał sobie straszliwe dwa kwadranse, które spędził z panem Sandbanksem, po tym jak spalił budynek Sunny Enterprises. Dałby wszystko, żeby się z nimi zobaczyć, ale teraz jakaś niewielka jego cząstka była zadowolona, że nie musi oglądać ich rozczarowanych min i słuchać ostrej reprymendy.

-John White jest wściekły… - dodała Jenny.

John za to był bardzo blisko… Qwerty skulił się w sobie na wzmiankę o nim.

-Nie wiem, co John zrobi mi tym razem… - rzekł słabym tonem.

-O, John nie jest wściekły na ciebie… chociaż niewątpliwie też ci się dostanie. Ale wpadł w szał i nawrzeszczał na Andersona w biurze Collarda tak, że wszyscy słyszeli. Coś o tym, jak Anderson mógł w ogóle do tego dopuścić, o prowokacji… Że jest różnica między standardowym treningiem, a byciem kompletnym, cholernym… Cóż, masz chyba obraz sytuacji. - Jenny urwała, a Qwerty dał znak, że zrozumiał. – Collard tylko wzdycha i robi dobrą minę do złej gry. Możliwe, że zmienią trenującego, ale Anderson naprawdę jest najlepszy… On mógłby przygotować się w kilka tygodni, gdyby naprawdę chciał…

Qwerty westchnął.

-To musiał być on, prawda? Następny Donald… - wymamrotał pod nosem, a Jenny uniosła brwi.

-Co?

-Nie, nic – powiedział Qwerty.

-No dobrze, daj mi spojrzeć na twoją rękę – Jenny sięgnęła po apteczkę.

Chłopak nadstawił ramię i przysunęła się bliżej, odwiązując bandaż. On spojrzał na nią, a ona – po raz pierwszy odkąd weszła – uśmiechnęła się do niego, zaraz jednak koncentrując się na pracy. Gdy skończyła, ułożyła mu pod plecami poduszki i podała tacę.

-Zjedz coś i idź spać. Ja mam dzisiaj dyżur do północy. Gdybyś czegoś potrzebował, wiesz, gdzie mnie znaleźć. Jutro masz szkolenie o 7, ale nie wiem, czy… - urwała, a on skinął głową.

-Dziękuję – odparł poważnie, a ona znów rzuciła mu nieśmiały uśmiech i wyszła.

Qwerty, tym razem ostrożnie, żeby się nie poparzyć, odkrył talerz i, przy każdym ruchu czując przenikliwy ból, zjadł trochę. Potem sięgnął po tabletki przeciwbólowe i z ulgą pogrążył się w mgiełce nieświadomości.

Kolejny fragment powieści znaleźć można TUTAJ (kliknij na LINK). 

Przypominam, że wszystkie rozdziały w porządku chronologicznym można znaleźć w poście TUTAJ

Pozostałe części książek można zakupić w wersjach papierowych na platformach Amazon lub ściągnąć za darmo jako ebooki na stronie beezar.pl. Linki poniżej: 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz