Qwerty budzi się z niepokojem, bolącą ręką i obdartymi plecami, odkrywając, że ktoś pozbawił go spodni... W dodatku nie jest sam. Oto kolejna część przygód chłopca; wszystkie rozdziały książki "Qwerty: W Stronę Słońca" (TOM V serii) w porządku chronologicznym można znaleźć w poście TUTAJ.
QWERTY: W STRONĘ SŁOŃCA
TOM V
Dla Bogdana.
Poprzedni odcinek powieści znaleźć można TUTAJ (kliknij).
Rozdział 14, część 2
Ranny
*
Ranny
*
Obudził się znienacka, jakby coś go przestraszyło. W pokoju panował półmrok i w pierwszej chwili nie zobaczył nic. Ale widocznie jego nagłe ruchy zaalarmowały kogoś, bo Qwerty dojrzał, jak jakaś sylwetka rusza w jego stronę.
-Stój – krzyknął ostrzegawczo i postać posłusznie zatrzymała się.
-Hej, to tylko ja, Jenny – powiedziała i Qwerty pomyślał, że jej głos brzmi w jakiś sposób znajomo. – Przyniosłam ci wcześniej lunch? Potem zrobiłam ci opatrunek? W gabinecie, na górze. John White przyprowadził cię do mnie.
Na wzmiankę o Johnie Qwerty rozluźnił się trochę i przetarł oczy. Bolała go ręka i plecy. Miał na sobie czysty podkoszulek i gdyby nie ból, czułby się już całkiem wypoczęty.
-Brentwood – powiedział i wszystko, co zdarzyło się tego dnia, wróciło do niego. – O, nie… - powiedział, myśląc o tym, co zrobił i przecierając czoło. Dlaczego zawsze musiał pakować się w kłopoty?
Jenny zapaliła światło i zasłoniła zasłony. Podeszła do niego i położyła mu rękę na czole.
-Hej! – zaprotestował, uchylając się nieco.
-Spokojnie, sprawdzam tylko, czy nie masz przypadkiem gorączki – powiedziała, ponownie dotykając jego czoła. On skrzywił się i odsunął się szybko.
-Nie mam. Wszystko ok. Ja… - Qwerty odchylił kołdrę i zorientował się, że ma na sobie tylko bokserki. Ktoś zdjął mu ubranie, gdy spał i założył mu świeżą koszulkę. Qwerty przykrył się z powrotem.
-Czy ty… przebrałaś mnie, jak spałem? – zapytał z pretensją.
Jenny skinęła głową z uśmiechem.
-Oczywiście. Nie martw się – dodała, gdy zobaczyła jego wzrok. – To dla mnie rutyna. W Brentwood mam wielu nieprzytomnych pacjentów.
Qwerty wyglądał, jakby ktoś wylał na niego wiadro z odpadkami.
-Cóż, teraz jestem przytomny. Możesz się chociaż odwrócić, żebym mógł się ubrać…? Proszę?
Jenny powstrzymała uśmiech i podeszła do okna, stając tyłem do Qwerty’ego. Ten wyskoczył spod kołdry; w głowie zakręciło mu się tylko trochę, ale szybko się opanował. Rzucił się do szafy i chwycił pierwsze lepsze spodnie, gorączkowo wkładając je na siebie.
-Już? – zapytała Jenny.
-Już – odburknął Qwerty. – Nigdy więcej tego nie rób.
-Nigdy więcej nie doprowadzaj się do stanu, w którym nie potrafisz ściągnąć własnych gaci – odparła mu na to Jenny, śmiejąc się.
Qwerty zrozumiał, że na tym polu z nią nie wygra.
-Gdzie jest John? – zapytał. – Muszę z nim porozmawiać.
-Nie możesz sam go zawołać? – zapytała Jenny, wciąż z rozbawieniem spoglądając na Qwerty’ego. Ten łypnął na nią złym wzrokiem.
-Słuchaj, dzięki, że ze mną zostałaś. Doceniam. Ale teraz… wolałbym być sam, jeśli nie masz nic przeciwko. Czuję się już świetnie – dodał.
Jenny spochmurniała trochę. Qwerty przetarł oczy i zrobił uspokajający gest dłonią.
-Przepraszam. Miałem… ciężki dzień, ok? – powiedział i skrzywił się trochę. Ból w ręku nie dawał mu spokoju.
-Przyniosłam ci obiad. Stwierdziłam, że pewnie nie będziesz miał ochoty jeść dzisiaj ze wszystkimi. Tu są środki przeciwbólowe. Weź najwyżej dwa, po jedzeniu. Nie bierz ich za dużo na raz, bo są bardzo silne…
-Dziękuję – odparł Qwerty.
Jenny zawahała się.
-Ty… naprawdę nic ci nie jest…
Qwerty pokręcił głową.
-Niesłychane… - powiedziała Jenny, patrząc na niego jak na jakiś rzadki okaz.
-Przez ostatnich parę lat nauczyłem się, jak sobie radzić ze stłuczeniami – odparł Qwerty, podchodząc do stołu i sięgając po pokrywkę…
-Uwa… - zaczęła Jenny, ale Qwerty upuścił pokrywkę na podłogę ze złością machając oparzonymi palcami.
-…żaj, bo to gorące – powiedziała Jenny, powstrzymując śmiech.
-Co ty nie powiesz – wycedził Qwerty przez zaciśnięte zęby.
Jenny przez ścierkę chwyciła talerz z obiadem i postawiła go przed Qwertym.
-Poszłabym sobie, ale John White kazał mi obiecać, że nie zostawię cię, dopóki on tu nie wróci. Więc jeszcze chwilę musisz mnie znosić – powiedziała.
Qwerty nie powiedział nic, tylko z satysfakcją wbił widelec w mięsnego klopsa, po czym zawahał się. Był okropnie głodny, ale…
-Ty jadłaś? – zapytał. Jenny skinęła głową. – A… możesz coś zjeść ze mną? Dla towarzystwa? Źle się czuję, gdy patrzysz na mnie nic nie jedząc.
Jenny zaśmiała się trochę i wzruszyła ramionami.
-Cóż, możesz się ze mną podzielić deserem – odparła, krojąc pokaźny kawałek ciasta na pół. – Sernik – dodała.
Widelec Qwerty’ego znieruchomiał na chwilę w powietrzu. Przypomniał sobie, jak razem z Ange zajadali się sernikiem w salonie na Redhoave Road. Zaraz jednak otrząsnął się i westchnął. Musiał skupić się na teraźniejszości.
Ale Jenny spojrzała na niego bystro.
-Hej, co to było?
-Co? – zapytał Qwerty, przeżuwając szybko.
-To. Ta mina. Pomyślałeś o czymś…
Qwerty pokręcił głową i pochłonął kolejny kęs.
-Wydawało ci się – powiedział.
-Hmm… A kto to jest Angelina? – Qwerty wypuścił widelec na podłogę i schylił się, by go podnieść. Gdy wynurzył się spod stołu, jego twarz nie wyrażała już niczego.
-Kto? – zapytał.
-Angelina. Wymówiłeś jej imię przez sen. Wydawało mi się, że byłeś czymś zmartwiony…
Qwerty wzruszył ramionami.
-Nie… nie wiem. Musiało mi się coś przyśnić. Hej, nie wiesz kiedy John będzie z powrotem? – zapytał.
Jenny popatrzyła na niego uważnie.
-Lada chwila powinien…
Ale przerwało jej pukanie do drzwi.
Kolejny odcinek powieści znaleźć można TUTAJ (kliknij na link). -Stój – krzyknął ostrzegawczo i postać posłusznie zatrzymała się.
-Hej, to tylko ja, Jenny – powiedziała i Qwerty pomyślał, że jej głos brzmi w jakiś sposób znajomo. – Przyniosłam ci wcześniej lunch? Potem zrobiłam ci opatrunek? W gabinecie, na górze. John White przyprowadził cię do mnie.
Na wzmiankę o Johnie Qwerty rozluźnił się trochę i przetarł oczy. Bolała go ręka i plecy. Miał na sobie czysty podkoszulek i gdyby nie ból, czułby się już całkiem wypoczęty.
-Brentwood – powiedział i wszystko, co zdarzyło się tego dnia, wróciło do niego. – O, nie… - powiedział, myśląc o tym, co zrobił i przecierając czoło. Dlaczego zawsze musiał pakować się w kłopoty?
Jenny zapaliła światło i zasłoniła zasłony. Podeszła do niego i położyła mu rękę na czole.
-Hej! – zaprotestował, uchylając się nieco.
-Spokojnie, sprawdzam tylko, czy nie masz przypadkiem gorączki – powiedziała, ponownie dotykając jego czoła. On skrzywił się i odsunął się szybko.
-Nie mam. Wszystko ok. Ja… - Qwerty odchylił kołdrę i zorientował się, że ma na sobie tylko bokserki. Ktoś zdjął mu ubranie, gdy spał i założył mu świeżą koszulkę. Qwerty przykrył się z powrotem.
-Czy ty… przebrałaś mnie, jak spałem? – zapytał z pretensją.
Jenny skinęła głową z uśmiechem.
-Oczywiście. Nie martw się – dodała, gdy zobaczyła jego wzrok. – To dla mnie rutyna. W Brentwood mam wielu nieprzytomnych pacjentów.
Qwerty wyglądał, jakby ktoś wylał na niego wiadro z odpadkami.
-Cóż, teraz jestem przytomny. Możesz się chociaż odwrócić, żebym mógł się ubrać…? Proszę?
Jenny powstrzymała uśmiech i podeszła do okna, stając tyłem do Qwerty’ego. Ten wyskoczył spod kołdry; w głowie zakręciło mu się tylko trochę, ale szybko się opanował. Rzucił się do szafy i chwycił pierwsze lepsze spodnie, gorączkowo wkładając je na siebie.
-Już? – zapytała Jenny.
-Już – odburknął Qwerty. – Nigdy więcej tego nie rób.
-Nigdy więcej nie doprowadzaj się do stanu, w którym nie potrafisz ściągnąć własnych gaci – odparła mu na to Jenny, śmiejąc się.
Qwerty zrozumiał, że na tym polu z nią nie wygra.
-Gdzie jest John? – zapytał. – Muszę z nim porozmawiać.
-Nie możesz sam go zawołać? – zapytała Jenny, wciąż z rozbawieniem spoglądając na Qwerty’ego. Ten łypnął na nią złym wzrokiem.
-Słuchaj, dzięki, że ze mną zostałaś. Doceniam. Ale teraz… wolałbym być sam, jeśli nie masz nic przeciwko. Czuję się już świetnie – dodał.
Jenny spochmurniała trochę. Qwerty przetarł oczy i zrobił uspokajający gest dłonią.
-Przepraszam. Miałem… ciężki dzień, ok? – powiedział i skrzywił się trochę. Ból w ręku nie dawał mu spokoju.
-Przyniosłam ci obiad. Stwierdziłam, że pewnie nie będziesz miał ochoty jeść dzisiaj ze wszystkimi. Tu są środki przeciwbólowe. Weź najwyżej dwa, po jedzeniu. Nie bierz ich za dużo na raz, bo są bardzo silne…
-Dziękuję – odparł Qwerty.
Jenny zawahała się.
-Ty… naprawdę nic ci nie jest…
Qwerty pokręcił głową.
-Niesłychane… - powiedziała Jenny, patrząc na niego jak na jakiś rzadki okaz.
-Przez ostatnich parę lat nauczyłem się, jak sobie radzić ze stłuczeniami – odparł Qwerty, podchodząc do stołu i sięgając po pokrywkę…
-Uwa… - zaczęła Jenny, ale Qwerty upuścił pokrywkę na podłogę ze złością machając oparzonymi palcami.
-…żaj, bo to gorące – powiedziała Jenny, powstrzymując śmiech.
-Co ty nie powiesz – wycedził Qwerty przez zaciśnięte zęby.
Jenny przez ścierkę chwyciła talerz z obiadem i postawiła go przed Qwertym.
-Poszłabym sobie, ale John White kazał mi obiecać, że nie zostawię cię, dopóki on tu nie wróci. Więc jeszcze chwilę musisz mnie znosić – powiedziała.
Qwerty nie powiedział nic, tylko z satysfakcją wbił widelec w mięsnego klopsa, po czym zawahał się. Był okropnie głodny, ale…
-Ty jadłaś? – zapytał. Jenny skinęła głową. – A… możesz coś zjeść ze mną? Dla towarzystwa? Źle się czuję, gdy patrzysz na mnie nic nie jedząc.
Jenny zaśmiała się trochę i wzruszyła ramionami.
-Cóż, możesz się ze mną podzielić deserem – odparła, krojąc pokaźny kawałek ciasta na pół. – Sernik – dodała.
Widelec Qwerty’ego znieruchomiał na chwilę w powietrzu. Przypomniał sobie, jak razem z Ange zajadali się sernikiem w salonie na Redhoave Road. Zaraz jednak otrząsnął się i westchnął. Musiał skupić się na teraźniejszości.
Ale Jenny spojrzała na niego bystro.
-Hej, co to było?
-Co? – zapytał Qwerty, przeżuwając szybko.
-To. Ta mina. Pomyślałeś o czymś…
Qwerty pokręcił głową i pochłonął kolejny kęs.
-Wydawało ci się – powiedział.
-Hmm… A kto to jest Angelina? – Qwerty wypuścił widelec na podłogę i schylił się, by go podnieść. Gdy wynurzył się spod stołu, jego twarz nie wyrażała już niczego.
-Kto? – zapytał.
-Angelina. Wymówiłeś jej imię przez sen. Wydawało mi się, że byłeś czymś zmartwiony…
Qwerty wzruszył ramionami.
-Nie… nie wiem. Musiało mi się coś przyśnić. Hej, nie wiesz kiedy John będzie z powrotem? – zapytał.
Jenny popatrzyła na niego uważnie.
-Lada chwila powinien…
Ale przerwało jej pukanie do drzwi.
Przypominam, że wszystkie rozdziały w porządku chronologicznym można znaleźć w poście TUTAJ.
Pozostałe części książek zaś można zakupić w wersjach papierowych na platformach Amazon lub ściągnąć za darmo jako ebooki na stronie beezar.pl. Linki poniżej:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz