poniedziałek, 22 sierpnia 2016

"Qwerty: W Stronę Słońca" - Rozdział X: "Ostatnie dni w Poole", część 1

Ostatnie dni w Poole. Wuj Donald Gibble nie może sobie poradzić ze światełkami choinkowymi, a Qwerty przygotowuje się do wyjazdu... Wszystkie rozdziały książki "Qwerty: W Stronę Słońca" (TOM V serii) w porządku chronologicznym można znaleźć w poście TUTAJ


QWERTY: W STRONĘ SŁOŃCA
TOM V

Dla Bogdana.

Poprzedni odcinek powieści znaleźć można TUTAJ (kliknij).

Rozdział 10, część 1
Ostatnie dni w Poole

*

Zbliżały się święta; do Bożego Narodzenia pozostał niecały miesiąc. Część rezydentów Pilsdon Drive wywiesiła już na swoich domach świąteczne dekoracje. Wuj Gibble wyciągnął sznur lampek, ale te poplątały się leżąc w pudełku. Po pięciu minutach wuj Donald zrobił się sfrustrowany ich rozplątywaniem i w niezbyt grzeczny sposób rozkazał swojemu siostrzeńcowi, by doprowadził je do porządku, sam idąc do kuchni po piwo.

Qwerty poczekał, aż mężczyzna wyjdzie i jednym spojrzeniem rozplątał lampki, które teraz leżały na podłodze w równych rzędach. To były jego ostatnie dni pod numerem 65, z ciotką Adelą i jej rodziną. Cokolwiek miało się stać, miał nie wracać do Gibble’ów. Qwerty uciął sobie jeszcze jedną, krótką pogawędkę z Collardem i ten wpisał to w warunki umowy. Jednocześnie Gibble’owie mieli otrzymać swoją część spadku w dzień osiemnastych urodzin chłopca, bez względu na to, jaki byłby rezultat jego pobytu w Brentwood. Oficjalnie pozostawał pod ich opieką. Nie martwił się Gibble’ami; Collard obiecał im ochronę i wyjaśnienie sytuacji w sposób, który satysfakcjonowałby wuja Donalda. Qwerty był pewien, że pan Gibble wreszcie odetchnie z ulgą, mając go z głowy.

Teraz jednak rozmyślał o tym, co miał zrobić przed pójściem do Brentwood i czuł, jak pociły mu się dłonie. Wiedział, że posiada odpowiednie zdolności, ale to było ryzykowne… Szalone. Nikt jeszcze nie dokonał czegoś podobnego… Najprawdopodobniej. Ale dzięki temu nikt się nie mógł się zorientować, co zamierza. Ani domyślić się potem, co się stało. To musiało zadziałać.

Chłopiec westchnął i wszedł z powrotem do domu.

-Już? Zrobione? – zapytał go wuj Donald z salonu.

-Tak – odparł Qwerty i poszedł szybko na górę. Miał wyjść dzisiaj do Lisy, gdzie urządzali wieczór filmowy i nie chciał, aby wuj Donald zatrzymał go, żeby wieszał lampki na domu. Zwykle wuj wolał się zajmować tym sam, ale kto wie, co mu mogło przyjść do głowy…

Chłopiec przebrał się szybko i, już odświeżony, pojawił się w holu państwa Sandbanks. Zapukał w futrynę i zajrzał do salonu.

-Cześć – powiedział z uśmiechem, widząc Ange, która czekała już na niego.  – Gotowa?

-Tak – odparła, podchodząc do niego i obejmując go za szyję. Jak zwykle, Qwerty od razu poczuł się lepiej. To było takie uczucie, jakby w zimny wieczór zbliżył się do płonącego kominka, żeby ogrzać ręce.

-Wychodzicie już? – zapytała Terry wychodząc z kuchni z ogromną torbą popcornu i wręczając ją Angelinie. – Bawcie się dobrze – uśmiechnęła się, gdy skinęli głowami.

Wyszli z domu, trzymając się za ręce i poszli w znanym sobie kierunku.

Dopiero pod domem Lisy Qwerty zorientował się, że Ange milczy złowieszczo. Było jednak za późno, żeby o tym porozmawiać, bo właśnie nadeszła Gemma i razem weszli do środka.

-Cześć – przywitali się z całą paczką i poszli do salonu państwa McConell.

Rozsiedli się właśnie wygodnie, gdy do drzwi rozległ się dzwonek. Lisa wyszła, żeby otworzyć i po chwili wróciła z Lilly. Ta ostatnia wyglądała, jakby właśnie przeżyła szok. Wszyscy popatrzyli na nią pytająco; Qwerty i Ange zerknęli na siebie. Byli pewni, że chodzi o Lesley… Czyżby…?

-Lesley obudziła się dzisiaj – powiedziała Lilly. – Nadal jest w kiepskim stanie, ale lekarze mówią, że dojdzie do siebie…

Amy, która siedziała najbliżej rzuciła się koleżance na szyję i wszyscy głośno dali wyraz swojej radości. Tylko Qwerty siedział cicho. Z pozoru te informacje nie poruszyły go za bardzo, ale czuł niesamowitą ulgę. Już wkrótce miał opuścić Poole i cieszył się, że ta nowina nadeszła teraz. Może jego wyrzuty sumienia nieco się zmniejszą…

Po tych wiadomościach wieczór spędzili wesoło, objadając się smakołykami, oglądając filmy i śmiejąc się głośno. Qwerty ściskał Ange za rękę i śmiał się ze wszystkimi, na chwilę odsuwając od siebie czarne myśli. I tylko Angelina wydawała się być bardziej przygaszona niż zwykle, obserwując go uważnie.

*
Było po jedenastej, gdy Qwerty odprowadził Ange pod drzwi jej domu. Przez całą drogę nie odzywali się za wiele. On już chciał się z nią pożegnać, gdy Ange pociągnęła go ze sobą. Razem weszli do domu i Ange wskazała mu swój pokój, jednocześnie znikając z holu.

On zrozumiał i zaraz pojawił się w jej sypialni. Roger i Terry siedzieli na dole; grał telewizor, więc mogli swobodnie rozmawiać.

-Qwerty, wiem, że coś się dzieje. Chcę wiedzieć co – powiedziała Ange twardym tonem. On jakby tylko na to czekał. Miał nadzieję, że odsunie tę chwilę jeszcze o jeden lub dwa dni, ale znał Ange i wiedział, że nadszedł czas.

-Ange, Collard chce mnie w Brentwood – powiedział bez ogródek. – Będę musiał do nich dołączyć.

Angelina jęknęła cicho i siadła ciężko na łóżku.

-Wiedziałam… - powiedziała. – Wiedziałam, że tak się to skończy.

-Ange, nigdzie nie idę…

-Nie, nie idziesz, Qwerty Seymore. Jeśli Collard chce cię w Brentwood, będzie musiał wziąć nas obojga – rzekła z mocą.

Qwerty usiadł obok niej.

-Tego dnia, po moich urodzinach, gdy zniknąłem… - zaczął Qwerty, a Ange spojrzała na niego uważnie. – Naprawdę byłem w Szwajcarii. Widziałem się z bankierem mojego wuja. Matt… on zostawił mi otwartą drogę ucieczki, Ange. Zorganizował miejsce, w którym nikt nas nie znajdzie. Przewidział to, co się stało. Collard nie da mi spokoju i jeśli nie przyłączę się teraz, będę musiał to zrobić za kilka miesięcy. Nie mogę mu się sprzeciwić. Ale… mogę uciekać.

Ange spojrzała na niego niepewnie.

-Gdzie?

Qwerty zaśmiał się.

-Nie uwierzysz… - pokręcił głową i opowiedział Angelinie o kryjówce wuja Matta.

Ange popatrzyła na niego z powątpiewaniem; jednocześnie kącik jej ust uniósł się w lekkim uśmiechu.

-To… bardzo… - przez chwilę nie mogła znaleźć odpowiedniego słowa. – Nietypowe – rzekła w końcu.

-Ange, nie wiem, co robić – wyznał chłopiec. – Mówiłem ci, nie chcę z nikim walczyć. Ale uciekać…

Ange zamilkła.

-Myślę, że powinniśmy przedyskutować to z moimi rodzicami. I z Johnem.

Qwerty zawahał się.

-Nie wiem, Ange. Twoi rodzice… wiem, że chcą dla mnie jak najlepiej, ale nie są obiektywni. A John… Wuj Matt zabronił mi mówić Johnowi cokolwiek. John pracuje dla Brentwood, Ange. Gdyby kiedyś dowiedzieli się o tym, bez względu na to, czy chciałby im coś zdradzić, czy nie… - Qwerty zawiesił głos, spoglądając na Angelinę znacząco.  

Ange zastanowiła się przez chwilę.

-Ale moi rodzice… Słuchaj, oni będą wiedzieć, co robić. Znali twojego wuja, znają realia. Lepiej niż ty czy ja…

Qwerty skrzywił się.

-Wiesz, że nie chcę im mówić… Ange, ty i ja. Co ty na to? Dopóki to wszystko się nie rozwiąże… Znajdziemy jakiś sposób – Qwerty siedział koło Ange i zacisnął palce na materacu. Był dla niej okrutny, wiedział to. Ale teraz uśmiechał się najmilej jak potrafił.

Ange patrzyła na niego z powątpiewaniem.

-Nie… nie zostawię ich. Muszę przynajmniej dać im znać… Mój tata… Roger nie wybaczyłby nam. Przecież wiesz…

Qwerty westchnął.

-Masz rację – powiedział w końcu zrezygnowanym tonem. – Jak zwykle masz rację – objął ją za szyję i przyciągnął bliżej. – Myślę, że powinniśmy im powiedzieć – rzekł w końcu z ociąganiem.

Kolejna część powieści znajduje się TUTAJ (kliknij na link). 

Przypominam, że wszystkie rozdziały w porządku chronologicznym można znaleźć w poście TUTAJ

Poprzednie części książek można zakupić w wersjach papierowych na platformach Amazon lub ściągnąć za darmo jako ebooki na stronie beezar.pl. Linki poniżej: 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz