Luca Glanzman prawie gubi się w swoim własnym, dużym biurze, za ogromnym biurkiem. Ten nieco przykurzony bankier ma silną rekomendację od Matthew, ale czy można mu ufać? Czy Qwerty spotkał właściwego człowieka? I jaki będzie rezultat tego spotkania? Przekonajcie się w drugiej części rozdziału siódmego. Zapraszam i przypominam, że wszystkie rozdziały książki "Qwerty: W Stronę Słońca" (TOM V serii) w porządku chronologicznym można znaleźć w poście TUTAJ.
QWERTY: W STRONĘ SŁOŃCA
TOM V
Dla Bogdana.
Poprzedni odcinek powieści znaleźć można TUTAJ (kliknij).
Rozdział 7, część 2
Luca Glanzman
*
Luca Glanzman
*
-W stronę słońca – powiedział Qwerty. – To było to, co wuj Matt mi przekazał i kazał powiedzieć teraz. To były również jego ostatnie słowa do mnie, zanim… zanim umarł.
Luca przez chwilę mierzył go wzrokiem.
-Siadaj, proszę – wskazał Qwerty’emu fotel naprzeciw siebie.
Qwerty usiadł na wskazanym miejscu i popatrzył na Lucę niepewnie. Spodziewał się pytania, o którym pisał wuj Matt, ale tamten nie odzywał się.
-Mogę zaproponować coś do picia? Kawy? Herbaty? Wody? – zapytał w końcu mężczyzna, odchylając się na swoim krześle.
-Szklankę wody, poproszę – odparł Qwerty. Luca skinął głową i podszedł do stolika, na którym stała woda w szklanej butelce i szklanki. Luca otworzył butelkę i nalał wody mineralnej, po czym podał ją chłopcu.
To chyba nie miało być pytanie, które Luca miał mu zadać…?
-Dziękuję – odparł Qwerty. Miał wrażenie, że wszystko, co robi Luca Glanzman ma jakiś ukryty sens, jakby bankier go sprawdzał.
Siedzieli przez chwilę w milczeniu i Qwerty zaczynał się czuć nieswojo. Napił się łyka wody i odstawił ją na biurko.
-Ee… wuj Matt… sugerował w swoim liście, że… będę musiał odpowiedzieć na jakieś pytanie… - zaczął Qwerty, jąkając się trochę. Przyszedł tutaj nie wiedząc, czego się spodziewać, ale Luca był kimś zupełnie innym niż Qwerty go sobie wyobrażał. Czy on sam mógł mu ufać? Wuj Matt jeszcze go nie zawiódł pod tym względem; każdy, kogo zarekomendował mu Matthew Seymore był godny zaufania, ale teraz był daleko od domu i…
-Siedemnaście lat – odezwał się nagle siedzący za biurkiem bankier. – To bardzo młody wiek.
Qwerty wzruszył ramionami.
-Od czterech lat próbują mnie zabić. Nikt nie zastanawia się nad tym, ile mam lat – powiedział, zanim mógł się powstrzymać. W jego głosie brzmiała gorycz. Sam nie spodziewał się po sobie takiej reakcji.
Luca zdjął na chwilę okulary i popatrzył na niego swoimi wyblakłymi, niebieskimi oczami.
-I po której stronie stoisz, chłopcze? – zapytał.
Czy to już było to? Pytanie, które miał mu zadać Luca Glanzman? Qwerty zawahał się. Już miał odpowiedzieć, że po dobrej stronie, po stronie Światła i wszystkiego, co jest zgodne z prawem, ale zamknął usta zanim wydobył się z nich najmniejszy dźwięk.
Troy.
Collard.
Brentwood.
List wuja Matta.
Nie, nic nie było jasne i ciemne. Nikt nie był idealny. On sam nie wiedział, komu ufać. Wuj Matt kazał mu się dobrze zastanowić, zanim odpowie Luce. Qwerty przypomniał sobie, jak Matt napisał mu, że nikt z rodu Seymore’ów nigdy nie przeszedł na ciemną stronę, bo każdy rodził się już stojąc jedną nogą w Ciemności.
-Po swojej własnej – odparł w końcu Qwerty. – Chciałbym, żeby zostawiono mnie w spokoju – dodał szczerze.
Luca skinął z aprobatą głową, jakby Qwerty zdał egzamin. Chłopiec czuł, że siedzący naprzeciwko niego, niepozornie prezentujący się człowiek jest zgoła kimś innym niż się wydaje. Po kilku minutach rozmowy z nim Qwerty miał wrażenie, że został prześwietlony rentgenem, mimo że nie powiedział właściwie nic.
-Wyglądasz całkiem jak Matt, Qwerty – powiedział do niego Luca, uśmiechając się lekko. – I masz takie same poglądy.
Qwerty nie wiedział, co odpowiedzieć. Był pewien, że Luca nie czytał mu w myślach, ale…
-Twój wuj zostawił mi pewne instrukcje – rzekł Luca po chwili milczenia. – Życzył sobie, żebyś najpierw zapoznał się z zawartością jego prywatnej skrytki. Zanim przejdziemy do omawiania finansów, powinieneś zerknąć na zgromadzone tam drobiazgi. Chodź za mną – Luca wstał i poprowadził zdumionego chłopca na zewnątrz gabinetu.
Qwerty podążył za nim wyłożonym chodnikiem korytarzem, aż dotarli do windy. Luca nacisnął przycisk i po chwili drzwi odsunęły się. Weszli do środka. Potem wyjął klucz z kieszeni i włożył go do otworu znajdującego się przy przyciskach z numerami pięter. Nagle wszystkie zgasły i winda ruszyła w dół. Wydawało się, że porusza się z dużą szybkością i podróż wcale nie była krótka. Qwerty znów poczuł się nieswojo, ale starał się nie tracić pewności siebie.
W końcu zatrzymali się i opuścili windę. Luca przyłożył rękę do panelu przy drzwiach naprzeciwko i niewidzialny skaner sprawdził jego siatkówkę. Qwerty uniósł brwi; nie wiedział, że takie systemy rzeczywiście istnieją. Ostatnia doba przypominała mu film akcji, nie jego własne życie, które spędzał przecież na przedmieściach Poole…
Luca poprowadził go jasno oświetlonym korytarzem, mijając rzędy drzwi.
-Zwykle skrytka przynoszona jest klientowi. Nie zabieramy nikogo tak daleko, jak to miejsce. Ale tym razem musimy zrobić wyjątek… - Luca ponownie zeskanował własną dłoń przy jakichś drzwiach i wprowadził Qwerty’ego do pokoju. Pod ścianą stał stół i krzesło, z lampą kreślarską ustawioną na blacie. Ponad połowa pokoju zajęta była przez olbrzymi sejf. Na przodzie miał jedyny, masywny uchwyt i złożoną z dziesięciu cyfr klawiaturę.
Qwerty uniósł do góry brwi.
-To jest skrytka wuja Matta? – zapytał. Wyobrażał sobie szufladę z papierami, może nawet wielkie pudło, ale sejf sięgał do sufitu i wyglądał, jakby mógł w sobie pomyśleć spore auto. Albo dwa.
Luca Glanzman skinął głową i odwrócił się, aby wyjść.
-Chwileczkę… - zaczął Qwerty. – To trzeba otworzyć…
Luca ponownie przytaknął.
-Oczywiście. Nie ingerujemy w skrytki klientów. Zostawiam to tobie, Qwerty. Przyciski są tak zaprogramowane, by odczytały jedynie odciski twoich palców.
-Ale ja… - zaczął Qwerty i urwał. Nie znał kodu do sejfu, ale przecież mógł użyć telekinezy…
Luca popatrzył na niego z lekkim rozbawieniem.
-Nie radzę próbować żadnych sztuczek. Sejf można otworzyć jedynie właściwą kombinacją cyfr. Nie myśl, że którekolwiek z twoich… specjalnych zdolności zadziałają. Nie jesteśmy tutaj amatorami – dodał zimno.
-Ale… - zaczął znowu Qwerty.
-Niestety, takie są instrukcje twojego wuja.
Qwerty poczuł, jak ogarnia go fala gorąca. Czyżby dał się wpędzić w pułapkę…? Luca jednak patrzył na niego poważnie, jakby wiedział dokładnie, co jego rozmówca myśli.
-Musisz mi zaufać, Qwerty Seymore. Nie masz wyboru. To są środki ostrożności, których zażyczył sobie Matt – powiedział. – Musiał przekazać ci kod lub wiedzieć, że zgadniesz, którego numeru użyć. Gdybyś czegoś potrzebował, przycisk intercomu znajduje się koło drzwi, po lewej stronie.
Luca wskazał chłopcu biały panel z pojedynczym przyciskiem i niewielkim ekranem. Potem wyszedł, zamykając za sobą drzwi.
Qwerty został sam.
Przypominam, że wszystkie rozdziały w porządku chronologicznym można znaleźć w poście TUTAJ.
części książek zaś można zakupić w wersjach papierowych na platformach Amazon lub ściągnąć za darmo jako ebooki na stronie beezar.pl. Linki poniżej:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz