Oto rozdział drugi piątego tomu serii opowiadającej o chłopcu imieniem Qwerty. To w tej książce dowiaduje się on, co tak naprawdę robi jego dobry przyjaciel, John White. I właśnie jest o krok od poznania enigmatycznego Collarda - z idealnie dopasowanym krawatem i uśmiechem na każdą okazję, mężczyzna okazuje się być ważną figurą... Zapraszam. :)
QWERTY: W STRONĘ SŁOŃCA
TOM V
Dla Bogdana.
Rozdział 2, część 1
Collard
*
Qwerty wyszedł z domu państwa Sandbanks o ósmej, umawiając się z Ange na dzień następny. Poszedł wzdłuż Culliford Crescent, nie myśląc nawet o tym, gdzie się znajdował i uśmiechając się do siebie, nieświadomy, że to robi.Dzień był wyjątkowo upalny i nawet teraz, gdy już ściemniało się powoli, Qwerty nadal czuł ciepły powiew na twarzy. Był tak pogrążony w swoich mrzonkach, że na chwilę stracił swą zwykłą czujność. Dopiero po chwili zorientował się, że czarny samochód jedzie powoli obok niego. Qwerty przyspieszył kroku, ale auto z łatwością dotrzymało mu tempa.
Chłopiec w ułamku sekundy wyrwał się z zamyślenia; jego umysł jakby przełączył się w inny tryb działania i Qwerty zatrzymał się. Miał ochotę po prostu teleportować się stąd, ale po pierwsze – nie chciał być widziany z okolicznych domów, a po drugie – nagle poczuł ciekawość.
Auto zatrzymało się również i przyciemniana szyba opuściła się powoli, ukazując twarz mężczyzny w średnim wieku. Była to twarz zadbana, ogolona i z lekką opalenizną oraz przystrzyżonymi równo włosami. Mężczyzna miał na sobie krawat w prążki, teraz nieco poluzowany i niebieskie oczy, które zdawały się patrzeć na chłopca z zaciekawieniem, ale przyjaźnie. Qwerty podchwycił ten wzrok i natychmiast pomyślał, że jego właściciel to bardzo uczciwa i sympatyczna osoba… Dlatego natychmiast przestał mu ufać, zanim jeszcze zamienił z nim pierwsze słowo.
-Qwerty Seymore – powiedział tamten miłym, melodyjnym głosem, uśmiechając się szeroko. – Miło cię wreszcie widzieć – i mężczyzna wysiadł z samochodu, przyciągając ciekawe spojrzenie starszej pani, która właśnie podlewała konewką kwiatki przed domem. Jej pies szczeknął na niego raz i stracił zainteresowanie.
-Jestem Collard – powiedział, wyciągając dłoń. Chłopiec wstrząsnął się; słyszał już to imię nie raz. – Pracuję z Johnem Whitem.
Qwerty ostrożnie skinął głową i odwzajemnił ciepły, mocny, szczery uścisk Collarda.
-Zastanawiałem się, czy nie mógłbym podwieźć cię do domu – rzekł Collard, wciąż się uśmiechając.
-Nie, dziękuję – odparł natychmiast Qwerty. – Mieszkam bardzo blisko.
-No tak, rzeczywiście – odparł tamten. – To może mała przejażdżka?
-Nie, dziękuję – w głosie Qwerty’ego zabrzmiały jakieś twarde nutki i chłopiec zabrał się do odejścia.
-Troy Ragliani i Asqualor właśnie byli widziani razem w Poole – powiedział za nim Collard.
Chłopiec zatrzymał się w pół kroku.
-Asqualor nie żyje – powiedział. – Troy uciekł z Anglii.
-Asqualor żyje, a Troy wrócił trzy dni temu – odparł Collard; tym razem miał poważną minę. Otworzył szerzej drzwi od auta, wskazując Qwerty’emu wnętrze samochodu. – Pomyślałem, że powinieneś o tym wiedzieć.
Qwerty zawahał się.
-Ja… zabiłem Asqualora. Wiem, że nie żyje.
-Okazuje się, że nie zabiłeś go wystarczająco – Collard uniósł brwi. – Naprawdę chcesz dyskutować o tym na ulicy, Qwerty?
Chłopiec rozejrzał się; starsza pani trzymała pochyloną konewkę, z której już dawno przestała płynąć woda, spoglądając na nich z ciekawością. Westchnął i wsiadł do auta, prosto na skórzane siedzenie z tyłu. Mimo rewelacji Collarda, Qwerty zauważył, że nie była to limuzyna, jakimi posługiwali się amerykańscy agenci. Z jakiegoś powodu wywołało to u niego aprobatę, połączoną z lekkim westchnieniem.
Collard kiwnął przyjaźnie starszej pani, która odruchowo odpowiedziała tym samym gestem, obszedł auto i zajął miejsce obok chłopca. Kierowca ruszył od razu.
-Domyśliłem się, że będziesz potrzebował dowodu – zagaił Collard i spod przedniego siedzenia wyjął czarną teczkę. Z niej wyciągnął dużą, czarno-białą fotografię przedstawiającą dwóch mężczyzn, których Qwerty znał zbyt dobrze.
-To jest obraz z kamer telewizyjnych przy jednym z supermarketów w Poole. Zdjęcie zostało zrobione wczoraj.
Chłopiec poczuł, jak żelazna obręcz zamyka się wokół jego klatki piersiowej. Collard obserwował go z uprzejmą ciekawością.
-To niemożliwe… - powiedział. – Ktoś się pod nich podszywa…
-Niestety, nie – powiedział Collard. – Sprawdziliśmy. Troy Ragliani, znany również jako Lex, oraz Asqualor są w tym mieście.
Qwerty nagle poczuł panikę, rosnącą mu w gardle. Ange!
Collard pokiwał głową, jakby doskonale rozumiał, co Qwerty myśli i czuje. Qwerty zauważył, że sztywnieją mu palce trzymające fotografię; w ustach miał suchość. Jeszcze pięć minut temu był najszczęśliwszym szesnastolatkiem na świecie i teraz wydawało mu się, że niebo zwaliło mu się na głowę. Collard czekał, dając mu czas na przetrawienie tych wiadomości.
-Ja… muszę wracać – powiedział Qwerty, a powietrze w samochodzie zawirowało lekko.
-Poczekaj, Qwerty, to ważne… może nawet ważniejsze niż to, żebyś biegł teraz z powrotem na Redhoave Road – powstrzymał go Collard i chłopiec zmarszczył brwi.
Qwerty spojrzał na niego i dał mu znak, że ma kilka sekund i nie dłużej.
-Qwerty, twoi przeciwnicy zbierają siły. Nie powstrzymasz ich sam. Ale możemy powstrzymać ich razem.
-Słucham – powiedział Qwerty.
Kolejny odcinek powieści można przeczytać TUTAJ (kliknij).
Poprzednie części książek można zakupić w wersjach papierowych na platformach Amazon lub ściągnąć za darmo jako ebooki na stronie beezar.pl. Linki poniżej:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz