sobota, 27 lutego 2016

Wizyta w EMPIKU

EMPIK znamy chyba wszyscy - utożsamiamy nazwę z książkami, czasopismami, muzyką i produktami papierniczymi, ewentualnie gadżetami. Wielu korzysta także z usług fotograficznych. Dla mnie salony powyższego oznaczają dwie rzeczy: wolny czas w liceum spędzony na podczytywaniu czasopism i książek, na które w większości nie było mnie wtedy stać, oraz słowniki. Kupiłam w EMPIKu sporo słowników...

Jeden z salonów EMPIKU - ten akurat zlokalizowany jest w Gorzowie Wielkopolskim
(Gorzów Nova Park, źródło obrazu TUTAJ)


Do EMPIKu lubię wchodzić, podobnie jak do wszystkich miejsc wypełnionych od podłogi do sufitu książkami. Ale podoba mi się tam także dlatego, że zawsze kojarzyło mi się to miejsce z powiewem nowoczesności, z kolorowymi, świeżo klejonymi, różnorodnymi książkami i innymi artykułami, zaprezentowanymi w sposób całkiem inny niż wszystkie - bez artystycznego bałaganu Taniej Książki czy antykwariatów, za to ALFABETYCZNIE, jak w bibliotece... Sentyment pewien pozostał, więc i tym razem, będąc w jednej z polskich galerii, które w nowym millenium wyrastają jak grzyby po deszczu, weszłam do środka.


Przyznaję, tym razem nie udałam się prosto do sekcji z książkami, ale przez jakiś czas grzebałam w płytach, próbując znaleźć krążek Alanis Morrissette "Under the Rug Swept", ponieważ - słysząc w radiu jeden z jej przebojów - przypomniało mi się, jak bardzo lubię tą piosenkarkę. I dopiero po kilku minutach zakończonych niepowodzeniem w tym kierunku wreszcie rzuciłam się w stronę papierowych cudów. Z przyczyn osobistych sekcja literatury młodzieżowej jest najbliższa memu sercu w tym momencie, więc tam skierowałam się najpierw. I co odkryłam? Odkryłam rzeczy straszne...

Obraz STĄD

Otóż na cztery regały z książkami skierowanymi do młodzieży odnalazłam jednego polskiego autora. JEDNEGO. Reszta to powieściopisarze zagraniczni. W tym Stephanie Meyer (dla niewtajemniczonych - autorka serii "Twilight" lub - na mój własny użytek: "Twatlight" - to taki mój prywatny żart, zrozumiały dla tych, którzy z angielskim są więcej niż za pan brat... niezbyt śmieszny, ale oddaje istotę rzeczy). W tym "Igrzyska Śmierci". W tym "Dziennik Cwaniaczka" (kolejne doskonałe tłumaczenie na polski - w oryginale tytuł brzmi "The Diary of a Wimpy Kid"; wimpy jest niemal dokładnym przeciwieństwem słowa "cwany"...) W tym Harry Potter (żadna niespodzianka), chociaż i biedny czarodziej spadł na najniższą półkę. A literatura polska została w lesie (drzewa ciągle rosną, chociaż tyle).

Część obsady filmu "Twilight" ("Zmierzch"), opartego na powieściach o tym samym tytule...
Obraz STĄD

Oczywiście, są sekcje z literaturą polską. Ale na litość boską, dlaczego jako literaturę młodzieżową, w jednej ze sztandarowych polskich księgarni, serwuje się dzieciom amerykańskie historie o wampirach, nie dając nawet możliwości wyboru polskich twórców?! Czy to ma być ten powiew nowoczesności w XXIw.? Angielskie/amerykańskie nazwiska i nic więcej? Tłumaczenia, które nie oddają nawet sensu oryginału (ale za to się sprzedają)?

A przecież EMPIK to istniejąca od 67 lat firma z całkiem ciekawą tradycją. Przyjrzyjmy się jej bliżej...

Ok, EMPIK zaczynał w roku 1946 jako miejsce, gdzie można było poczytać "zachodnie" czasopisma i książki, w czasach, gdy Polskę odgrodziła od Europy Zachodniej żelazna kurtyna. W latach 60-tych Kluby Międzynarodowej Książki i Prasy zadomowiły się w PRL-u na dobre - ponad 100 salonów działało na terenie całego kraju. Z czasem KMPiKi zabrały się za promowanie kultury we wsiach i małych miasteczkach, organizowały spotkania z polskimi twórcami i dla fanów fantastyki; ten "powiew nowoczesności", o którym wspomniałam wcześniej towarzyszył przedsięwzięciu - KMPiK na Mokotowie było miejscem, gdzie w Warszawie - na 3-miesięczny okres próbny - zainstalowano jedną z pierwszych w Polsce anten satelitarnych.

A potem przyszły lata 90-te, tzw. wyzwolenie. Czasy, gdy nastała upragniona wolność, komunizm upadł, można było chodzić do kościoła ile się chciało i mówić mniej więcej to, na co się miało ochotę (przynajmniej taka była oficjalna wersja...). I w tych właśnie latach, jak podaje strona powyższej firmy (LINK TUTAJ) "nastały ciężkie czasy dla kultury". Holendersko-belgijska grupa Eastbridge przejęła Kluby Międzynarodowej Książki i Prasy, tworząc spółkę EMPIK w 1991 roku.

Klub Międzynarodowej Książki i Prasy twoim przyjacielem i doradcą...
Żródło obrazu: http://empikgroup.com/o-firmie/historia/

To ostatnie mnie dziwi. Ciężkie czasy dla kultury, w czasach, gdy kultura wreszcie miała wolniejszą rękę? Czy może brak pomysłu na inwestycję i sprzedaż akcji dla szybkiego kapitału?

Jakkolwiek by nie było, EMPIK pozostaje zakorzeniony głęboko w kulturze polskiej - nie bez powodu podniesiono (nieskuteczny) raban, gdy zamknięto salon na rynku w Krakowie. Tym bardziej jednak martwi mnie fakt, że jedna z najważniejszych firm odpowiadająca - było nie było - za czytelnictwo, nie eksponuje na swoich półkach polskich autorów, nabijając kieszenie tym zagranicznym. Pamiętać trzeba, że sprzedaje się to, co się reklamuje...

Naturalnie, w ofercie salonów znajdują się polskie książki, podkreślam. Ale podczas mojej ostatniej wizyty nie wydawało mi się to zbyt oczywiste. Tak, zgodnie z tradycjami firmy zajmuje się ona promocją zagranicznych tytułów. Ale polska literatura, mimo wszystko, powinna znajdować się w zasięgu ręki/wzroku - czasy żelaznej kurtyny minęły i obecnie jesteśmy zalewani tym, co zagraniczne...

Dodam jeszcze, że przy jednym z czterech regałów stała nastoletnia para, leniwie przebierając w książkach. Dwa piętra wyżej była kolejka do kina (bilet kosztuje tyle samo, co powieść, a zapewnia co najwyżej 2 godziny rozrywki, podczas gdy książka daje jej co najmniej dwa dni). Z drugiej strony, w kinie co najmniej połowa filmów była polskiej produkcji... Może stąd ta kolejka?


(A panowie z powyższego filmu chyba polskiemu kinu nie zaszkodzą...)

3 komentarze:

  1. Jeżeli chodzi o literaturę polską to kiepsko nie tylko o książki młodzieżowe ale i ogólnie o autorów godnych polecenia. Wielu jest debiutantów, ale jeśli mowa o doświadczonych pisarzach z dorobkiem na koncie, to szczerze powiedziawszy na palcach jednej ręki wymienię takich, których lubię czytać. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie zgadzam się, mało jest polskich autorów - i nawet o debiutantach się wiele nnie słyszy, tak naprawdę. A szkoda, bo wpadło mi w ręce kilka książek tych "nowych" autorów i czytałam z wypiekami na twarzy. Tej promocji powinno być więcej i myślę, że jedną z ról księgarni jest właśnie promowanie czytelnictwa - także rodzimego... Pozdrawiam!

      Usuń