piątek, 12 lutego 2016

Walentynki - fragment powieści pt. "Qwerty: Kod Honoru" Tom III

Luty to - paradoksalnnie - miesiąc, w którym świętują zakochani. Mimo zimowej pluchy, a może właśnie przez to, czas jest na podarunki i walentynkowe kartki. Część osób rumieni się na samą myśl i bawi się z przyjemnością; część nie cierpi komercji i czerwonych serduszek, które powodują w nich odruch wymiotny. Jeśli 14-lutego kojarzy ci się dobrze, zapraszam na walentynkowy KONKURS - TUTAJ. A już bez względu na preferncje, polecam przeczytanie poniższego fragmentu, w którym Qwerty, teraz już 15-letni, pada ofiarą walentynek. Fragment ten pochodzi z trzeciej części przygód chłopca, zatytułowanej: "Qwerty: Kod Honoru" (dostępnej jako darmowy ebook TUTAJ). 

Autor rysunku: Paweł Błoński

*
            Tymczasem nadeszły walentynki. Qwerty zupełnie o tym zapomniał i gdy przyszedł do szkoły, zaskoczył go widok rzędów różowych serc porozwieszanych na korytarzu. Skrzywił się lekko i z westchnieniem poszedł do swojej szafki. Gdy ją otworzył, wypadło z niej kilka listów. W pierwszej chwili przeraził się i jedyną myślą było to, od kogo pochodzą: od Troya czy Asqualora…? Ale zaraz przyjrzał się kopertom; chyba żaden z jego wrogów nie przysłałby mu różowych wiadomości, ozdobionych kwiatkami…

            Chłopiec schylił się po nie i pozbierał je z podłogi. Otworzył pierwszą i zobaczył rysunek kota, który trzymał w łapach wielkie, czerwone serce. Kot miał szaleńczą minę, a pod spodem był napis: „Sprawiasz, że moje serce bije szybciej.” Qwerty uniósł brwi. Ostatnie, czego chciał to przysporzyć kogoś o zawał…

            Otworzył kartkę i przeczytał życzenia: „Wesołych Walentynek – buziaki – Francesca”. Kto to była Francesca? Czemu zostawiała mu kartki walentynkowe? Westchnął i wrzucił kartki na dno szafki, nie czytając już żadnej.

-Nawet ich nie przeczytasz? – usłyszał za sobą. Za nim stała Ange, najwyraźniej idąc w kierunku swojej szafki. Na twarzy miała lekko kpiący uśmiech.

-Ee… Nie wiem, od kogo są – było to pierwsze, co mu przyszło do głowy.

-To walentynki – Ange wzruszyła ramionami. – Dzisiaj wszyscy dają sobie kartki. Nic o tym nie wiesz?

            Qwerty pokręcił głową. Nie miał pojęcia o żadnej wymianie kartek walentynkowych.

            Ange znów uśmiechnęła się lekko, otwierając metalowe drzwiczki.

-Oczywiście, że nie…

            Qwerty już otworzył usta, aby zapytać jej, co miała na myśli, gdy nagle poczuł, że ktoś stuka go palcem w plecy.

-Qwerty? – usłyszał czyjś głos. Obrócił się na pięcie i zobaczył przed sobą dziewczynę, którą kojarzył z którychś zajęć.

-Tak? – zapytał z westchnieniem.

-To dla ciebie – powiedziała, podając mu kopertę. On mechanicznie przyjął ją, a ona zaczerwieniła się i odeszła, skinąwszy do niego ręką.

            Qwerty westchnął i obrócił się do Ange, która patrzyła na niego z uniesionymi brwiami i jeszcze bardziej kpiącym uśmiechem.

-Jak mogę to powstrzymać? – zapytał ją z rozpaczą.

-Myślę, że nie możesz – odparła Ange, a jej ramiona zadrżały lekko od powstrzymywanego śmiechu.
            Qwerty jęknął cicho, obracając kopertę w palcach.

-Co ja mam z tym zrobić? – popatrzył na Angelinę pytająco, ignorując jej minę.

-Ona ciągle patrzy w twoją stronę, więc sugeruję, żebyś otworzył kopertę, przeczytał kartkę i schował ją do torby. Kwestia taktu… - odparła mu Ange, zamykając szafkę i odchodząc w swoją stronę.

            Qwerty popatrzył za nią z niechętną miną, otworzył kopertę, wyjął kartkę, która – dla odmiany – przedstawiała dwie kolorowe papugi, udał, że ją czyta i schował ją do torby. Mimo woli zerknął na drugą stronę korytarza i zobaczył, jak dziewczyna, która wręczyła mu list patrzy na niego wyczekująco. Udał, że się uśmiecha i uciekł szybko do klasy. Zapowiadał się długi dzień…



*
            Podczas lunchu ukrywał się w kącie za szkolnym boiskiem. Zajrzał co prawda do stołówki, ale teraz była skąpana w różowych i czerwonych sercach oraz innych wesołych dekoracjach, które miały na celu cieszyć młodzież zespołu szkół Corfe Hills. On jednak nie miał nastroju na radosne pławienie się w tym wszystkim; chciał mieć święty spokój.

            Siedział właśnie na torbie, unikając w ten sposób kontaktu z zimną, mokrą trawą, pochłaniając kanapkę i czytając podręcznik, gdy usłyszał znajomy głos:

-Tak myślałam, że cię tu znajdę.

            Podniósł oczy i zobaczył sylwetkę Lilly; wyglądała, jakby promieniowała wewnętrznym światłem. Jej złociste włosy były spięte z boku; w uszach miała niewielkie perłowe kolczyki, a na twarzy swój delikatny, sympatyczny uśmiech. Sprawiał on, że nie można było nie lubić Lilly Bliss.

-Cześć – powiedział Qwerty przełykając kęs kanapki. Od razu poczuł, że pocą mu się dłonie. Odłożył jedzenie i chciał wstawać, gdy Lilly powstrzymała go gestem.

-Mogę się przysiąść? – zapytała.

-Pewnie – odparł i ona położyła na trawie własną torbę, siadając na niej.

-Co słychać? 

-Nic szczególnego… – odparł Qwerty, myśląc o Asqualorze i spotkaniu z Troyem w alejce. Od razu przypomniała mu się Sylvia i szybko stłumił wszystkie te wspomnienia.

-Dostałeś dzisiaj jakieś walentynki? – spytała, śmiejąc się lekko.

-Kilka – odrzekł Qwerty, który miał ich w torbie cały plik. Przez cały ranek dostawał kartki, nawet w środku lekcji. Zarobił przy tym burę od pana Howarda, nauczyciela matematyki, który kazał mu pochować wszystko, co nie dotyczyło zajęć i uważać. Kilka śmieszków przeleciało przez klasę, a on sam z grobową miną ukrył koperty w torbie. Za każdym razem stosował się do rady Angeliny, nie mogąc wymyślić nic innego. Najchętniej przeznaczyłby wszystkie na makulaturę – co za marnowanie drzew…

-Ja też – powiedziała Lilly. – Ale sama mam tylko jedną do oddania… - dodała i, rumieniąc się, sięgnęła do kieszeni kurtki. Wyjęła z niej niewielką, błękitną kopertę, która z lekkim wahaniem podała chłopcu.


            On wziął ją w palce i uśmiechnął się do niej. Otworzył ją szybko; wewnątrz znajdowała się ręcznie zrobiona kartka; rysunek przedstawiał dwie sylwetki, naszkicowane ołówkiem. Nie znał się na tych rzeczach, ale zrozumiał, że rysunek był naprawdę dobry.

-To… sama to narysowałaś? – zapytał po chwili milczenia.

            Lilly skinęła głową.

-Czasami lubię szkicować – rzekła. – Otwórz ją – dodała ze śmiechem.

            Qwerty rozchylił kartkę i zobaczył życzenia: „Dla Qwerty’ego – najlepsze życzenia z okazji walentynek – od Lilly”, a pod spodem kolejny rysunek – te same sylwetki, tym razem trzymające się za ręce.

            Dziewczyna uśmiechnęła się lekko.

-To… naprawdę dobrze rysujesz – powiedział. – Dziękuję… - zawahał się; nagle poczuł się niezręcznie; nie miał dla Lilly nic w zamian. – Przepraszam, ale nie mam nic dla ciebie – przyznał się. – Zapomniałem o walentynkach.

-O, nie przejmuj się. Nie spodziewałam się niczego – powiedziała Lilly, ale coś w jej głosie sugerowało, że nie mówi całej prawdy.

            Qwerty spojrzał na nią badawczo i rozejrzał się szybko wokół. W kącie, przy żywopłocie, wyrosły jakieś wczesne, kolorowe kwiatki.

-Poczekaj – rzucił w stronę dziewczyny i wstał, podchodząc w tamtą stronę i zrywając jednego. – Proszę – powiedział, siadając z powrotem na trawie i podając dziewczynie kwiatka. Miał ochotę włożyć go jej we włosy, ale powstrzymał się.

            Ona przyjęła go z szerokim uśmiechem i wsadziła go tak, aby wystawał z kieszeni jej kurtki.

-Dzięki – powiedziała i popatrzyła na niego takim wzrokiem, że Qwerty musiał wytężyć całą swoją wolę, aby przypomnieć sobie o Asqualorze i powodach, dla których powinien wracać już do budynku.

            Uśmiechnął się trochę krzywo i wstał znowu.


-Chodźmy, spóźnimy się na zajęcia – rzekł i Lilly natychmiast spoważniała. Podał jej rękę, żeby wstała i oboje stali tak przez chwilę, ściskając sobie dłonie. W końcu Qwerty puścił ją niechętnie i poszli razem w stronę szkoły. Po drodze spotkali Jerry’ego i Isaaca, na których widok chłopiec odetchnął z ulgą… 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz