wtorek, 9 lutego 2016

Silckenville

Oto wstęp opowiadania zatytułowanego "Silckenville" - pozostałość po starych czasach, gdy jeszcze pisałam straszne opowieści. Ostrzegam: pełno w tym zgrozy i straszliwych zabójstw, więc jest to tekst tylko dla ludzi o mocnych nerwach. Cieszy się większą popularnością niż przewidywałam, więc umieszczam ten fragment - ZDECYDOWANIE nie dla dzieci...

Hipnoza (grec. ύπνος = ýpnos, dosłownie sen) – definiowana jest jako stan prawidłowo funkcjonującego umysłu, w którym uwaga danej osoby jest mocno zogniskowana na określonych bodźcach, świadomość bodźców pochodzących spoza obszaru zogniskowania uwagi jest znacznie ograniczona, oraz podczas którego krytyczny osąd danej osoby zostaje częściowo zawieszony.


Silckenville, 27 czerwca 1999r., USA

William Lane przyjechał do Silckenville w pochmurny dzień o godzinie 10.00 rano, po nocy spędzonej w motelu oddalonym o około 20 km od niewielkiego miasteczka.

Wyglądało ono gorzej niż się spodziewał. Niemal wszystkie domy miały powybijane okna, po zapiaszczonych ulicach walały się śmieci. Wiatr potrząsał smętnie szyldem sklepowym. Płoty i poręcze były połamane, ogródki zapuszczone. Lane jechał powoli, notując w pamięci każdy szczegół - od katastrofalnego stanu posesji, po porzucony na ulicy, przewrócony wózek. Szóstym dziennikarskim zmysłem czuł, że sukces w tej dziedzinie odnosi się przede wszystkim poprzez wnikliwą obserwację - i to się sprawdzało. William Lane był bardzo dobrym dziennikarzem, pnącym się coraz wyżej po szczeblach kariery. Do kolejnego awansu potrzebne mu było coś wyjątkowego, jakiś niesamowity temat, sensacja.

O Silckenville było głośno już na początku lat 80-tych. Całym krajem wstrząsnęła wtedy wieść, że 21 października 1981 roku w niewielkim Silckenville zginęło w niewyjaśnionych okolicznościach 17 osób, a prawie drugie tyle popełniło samobójstwo.

Zarówno zbrodnie, jak i akty targnięcia się na własne życie były jednymi z najokrutniejszych w historii. To, co znalazła wtedy policja, można było określić tylko jednym słowem: rzeź. Ofiary zabójstw znaleziono poćwiartowane, częściowo spalone i ułożone, czy wręcz wymodelowane w taki sposób, że - paradoksalnie - stanowiły makabryczne dzieła sztuki. Poskręcane, powyginane i pocięte ciała mogłyby stanowić wystawę w upiornej galerii. Sekcje tego, co zostało ze zwłok wykazały, że większość „rzeźbienia" odbywała się jeszcze wtedy, gdy ofiary żyły.

Wśród zabitych była trójka starszych ludzi, pięciu mężczyzn w wieku 26 - 45 lat, sześć kobiet mniej więcej w tym samym przedziale wiekowym i troje dzieci. Policja nie potrafiła ustalić ilości sprawców: metody i wszystko inne dotyczące tych okropieństw były identyczne, co wskazywałoby na jednego człowieka, ale - jak wykazało śledztwo - każda z tych osób była widziana rankiem 21 października lub – najpóźniej - poprzedniego wieczoru. Czternaście z nich znaleziono tego samego dnia. Dalszą dwójkę - młode małżeństwo - odkryto dzień później. Ostatnia została odnaleziona samotnie mieszkająca starsza kobieta - dopiero 24 października jej resztki odkrył listonosz. Sąsiedzi myśleli, że wyjechała do córki, miała bowiem taki zamiar od dłuższego czasu.

Niemożliwe więc wydawałoby się tu działanie jednego człowieka, bo „rozprawienie" się z jedną tylko osobą musiało zająć mu co najmniej trzy, może cztery godziny. Bardziej prawdopodobne byłoby działanie całej grupy szaleńców, może sekty.

Rozumowaniu temu przeczyłoby jednak to, że żaden z ciekawskich mieszkańców małego miasteczka nie zauważył nikogo obcego, nie mówiąc już o całej grupie osób. Znamienne było także, że nikt nie słyszał ani krzyków, ani żadnych innych podejrzanych odgłosów. Na miejscach zbrodni nie znaleziono żadnych odcisków palców.

Tego samego dnia, tj. 21 października 1981roku, w Silckenville odebrało sobie życie trzynastu ludzi. Każdy z nich, niezależnie od wieku - używając określenia jednego z agentów FBI zajmującego się to sprawą – „wypruł sobie flaki”. Sześć spośród tych osób nakręciło swoją śmierć na wideo.

Po krwawym październiku Silckenville opuściła część mieszkańców - większość rodzin i przyjaciół zmarłych. Po kilku miesiącach życie w miasteczku powoli zaczęło wracać do normy.

Lane, mając wciąż przed oczami zdjęcia ówczesnych ofiar, starał się nie przyciskać pedału gazu. Dobrze się przygotował do tej wizyty i wiedział, że przy ulicy, na której teraz się znajdował, w 1981 odkryto większość, bo aż dziewięć spośród ofiar zbrodni i dwóch samobójców. Razem jedenaście osób z trzydziestu, które nie wiadomo dlaczego i jak straciło życie - policja nie odkryła żadnych sensownych motywów tych wydarzeń, mimo szczegółowych analiz wszystkiego, co miało związek ze zmarłymi.

Lane skręcił w prawo. Tutejsza Baker Street. Patrzył na numery: 17, 18, 19. Jest. Dwudziesty. (...)

Więcej TUTAJ.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz