Oto wstęp opowiadania zatytułowanego "Silckenville" - pozostałość po starych czasach, gdy jeszcze pisałam straszne opowieści. Ostrzegam: pełno w tym zgrozy i straszliwych zabójstw, więc jest to tekst tylko dla ludzi o mocnych nerwach. Cieszy się większą popularnością niż przewidywałam, więc umieszczam ten fragment - ZDECYDOWANIE nie dla dzieci...
Hipnoza (grec. ύπνος = ýpnos, dosłownie sen) – definiowana jest jako stan prawidłowo funkcjonującego umysłu, w którym uwaga danej osoby jest mocno zogniskowana na określonych bodźcach, świadomość bodźców pochodzących spoza obszaru zogniskowania uwagi jest znacznie ograniczona, oraz podczas którego krytyczny osąd danej osoby zostaje częściowo zawieszony.
Hipnoza (grec. ύπνος = ýpnos, dosłownie sen) – definiowana jest jako stan prawidłowo funkcjonującego umysłu, w którym uwaga danej osoby jest mocno zogniskowana na określonych bodźcach, świadomość bodźców pochodzących spoza obszaru zogniskowania uwagi jest znacznie ograniczona, oraz podczas którego krytyczny osąd danej osoby zostaje częściowo zawieszony.
Silckenville, 27 czerwca 1999r., USA
William Lane przyjechał do Silckenville w pochmurny dzień o
godzinie 10.00 rano, po nocy spędzonej w motelu oddalonym o około 20 km od
niewielkiego miasteczka.
Wyglądało ono gorzej niż się spodziewał. Niemal wszystkie
domy miały powybijane okna, po zapiaszczonych ulicach walały się śmieci. Wiatr
potrząsał smętnie szyldem sklepowym. Płoty i poręcze były połamane, ogródki
zapuszczone. Lane jechał powoli, notując w pamięci każdy szczegół - od
katastrofalnego stanu posesji, po porzucony na ulicy, przewrócony wózek.
Szóstym dziennikarskim zmysłem czuł, że sukces w tej dziedzinie odnosi się
przede wszystkim poprzez wnikliwą obserwację - i to się sprawdzało. William
Lane był bardzo dobrym dziennikarzem, pnącym się coraz wyżej po szczeblach
kariery. Do kolejnego awansu potrzebne mu było coś wyjątkowego, jakiś
niesamowity temat, sensacja.
O Silckenville było głośno już na początku lat 80-tych.
Całym krajem wstrząsnęła wtedy wieść, że 21 października 1981 roku w niewielkim
Silckenville zginęło w niewyjaśnionych okolicznościach 17 osób, a prawie drugie
tyle popełniło samobójstwo.
Zarówno zbrodnie, jak i akty targnięcia się na własne życie
były jednymi z najokrutniejszych w historii. To, co znalazła wtedy policja,
można było określić tylko jednym słowem: rzeź. Ofiary zabójstw znaleziono
poćwiartowane, częściowo spalone i ułożone, czy wręcz wymodelowane w taki
sposób, że - paradoksalnie - stanowiły makabryczne dzieła sztuki. Poskręcane,
powyginane i pocięte ciała mogłyby stanowić wystawę w upiornej galerii. Sekcje
tego, co zostało ze zwłok wykazały, że większość „rzeźbienia" odbywała się
jeszcze wtedy, gdy ofiary żyły.
Wśród zabitych była trójka starszych ludzi, pięciu mężczyzn
w wieku 26 - 45 lat, sześć kobiet mniej więcej w tym samym przedziale wiekowym
i troje dzieci. Policja nie potrafiła ustalić ilości sprawców: metody i
wszystko inne dotyczące tych okropieństw były identyczne, co wskazywałoby na
jednego człowieka, ale - jak wykazało śledztwo - każda z tych osób była
widziana rankiem 21 października lub – najpóźniej - poprzedniego wieczoru.
Czternaście z nich znaleziono tego samego dnia. Dalszą dwójkę - młode
małżeństwo - odkryto dzień później. Ostatnia została odnaleziona samotnie
mieszkająca starsza kobieta - dopiero 24 października jej resztki odkrył
listonosz. Sąsiedzi myśleli, że wyjechała do córki, miała bowiem taki zamiar od
dłuższego czasu.
Niemożliwe więc wydawałoby się tu działanie jednego
człowieka, bo „rozprawienie" się z jedną tylko osobą musiało zająć mu co
najmniej trzy, może cztery godziny. Bardziej prawdopodobne byłoby działanie
całej grupy szaleńców, może sekty.
Rozumowaniu temu przeczyłoby jednak to, że żaden z
ciekawskich mieszkańców małego miasteczka nie zauważył nikogo obcego, nie
mówiąc już o całej grupie osób. Znamienne było także, że nikt nie słyszał ani
krzyków, ani żadnych innych podejrzanych odgłosów. Na miejscach zbrodni nie
znaleziono żadnych odcisków palców.
Tego samego dnia, tj. 21 października 1981roku, w
Silckenville odebrało sobie życie trzynastu ludzi. Każdy z nich, niezależnie od
wieku - używając określenia jednego z agentów FBI zajmującego się to sprawą –
„wypruł sobie flaki”. Sześć spośród tych osób nakręciło swoją śmierć na wideo.
Po krwawym październiku Silckenville opuściła część
mieszkańców - większość rodzin i przyjaciół zmarłych. Po kilku miesiącach życie
w miasteczku powoli zaczęło wracać do normy.
Lane, mając wciąż przed oczami zdjęcia ówczesnych ofiar,
starał się nie przyciskać pedału gazu. Dobrze się przygotował do tej wizyty i
wiedział, że przy ulicy, na której teraz się znajdował, w 1981 odkryto
większość, bo aż dziewięć spośród ofiar zbrodni i dwóch samobójców. Razem
jedenaście osób z trzydziestu, które nie wiadomo dlaczego i jak straciło życie
- policja nie odkryła żadnych sensownych motywów tych wydarzeń, mimo szczegółowych
analiz wszystkiego, co miało związek ze zmarłymi.
Lane skręcił w prawo. Tutejsza Baker Street. Patrzył na
numery: 17, 18, 19. Jest. Dwudziesty. (...)
Więcej TUTAJ.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz