Oto druga część opowiadania zatytułowanego "Przypadkiem" (tytuł przypadkowy...). Nasz główny bohater, Nat, dociera w końcu do celu. To jednak wcale nie koniec... Pierwsza część dostępna jest TUTAJ - LINK. To jedno ze starych opowiadań - napisanych około 2003 roku, czyli - mnie samej trudno w to uwierzyć - ponad 13 lat temu! Zapraszam i mam nadzieję, że Was zaciekawi.
Obraz pochodz STĄD (link) |
Nikt
go nie słuchał. Prawie wypadł na bok, ale w ostatniej chwili przeskoczył przez
próg, obijając się ramieniem o furtkę. Odwrócił się, ale natychmiast został
popchnięty naprzód – nie miał wyboru: ruszył przed siebie zaciskając pięści.
Znalazł
się teraz w długim korytarzu, zbudowanym z solidnych, drewnianych bali i
porośniętym gęsto bluszczem. Korytarz był tak wąski, że nikt nikogo nie mógłby
wyprzedzić, ani nawet przystanąć. Jedyna droga wiodła wprost do przodu, przez
tunel. Z góry, poprzez drewniane, półokrągłe sklepienie przedostawało się do
środka światło dzienne. Nat potknął się i spojrzał w dół. Zatrzymał się. Na
ziemi leżał jakiś człowiek – zdeptany przez innych. Poczuł ostrzegawcze
pchnięcie w plecy.
Powstrzymując łzy żalu i wściekłości, ruszył przed siebie,
starając się – bez powodzenia – ominąć jakoś leżące ciało. Powtórzyło się to
jeszcze wiele razy, zanim doszli w końcu, jak się wydawało, do celu. Była nim
mała altanka na końcu tunelu. Trzeba
było przez nią przejść, by wydostać się na rozległy plac wylany asfaltem.
Nie
przeszli wszyscy. Altana była pułapką – jeśli ktoś postawił nieodpowiednio
stopę, otwierała się pod nim zapadnia, do której wpadał. Nat znowu słyszał
krzyki. Towarzyszyły mu prawie przez całą drogę. Pomyślał, że powinien się już
przyzwyczaić, zobojętnieć, jednak złość i przerażenie wzrastały w nim z każdą
sekundą.
Przeszedł.
Bose stopy dotknęły nagrzanego asfaltu, a całe zmęczenie i ból gdzieś zniknęły.
Daleko przed sobą, ponad głowami tłumu, Nat ujrzał wysoką, wielka mównicę, a
zaraz za nią kolejna bramę – tym razem zwyczajną, z siatki, pomalowaną na
biało. Za nią rozciągał się ogród.
Nie
czekali długo. Na mównicę wszedł niewielki, pomarszczony człowieczek ubrany na
biało: w białe spodnie, białą koszulę i czapkę z daszkiem tego samego koloru.
Wyglądał jak pielęgniarz prywatnej kliniki dla obłąkanych. Postukał w mikrofon,
sprawdzając, czy działa i, widocznie zadowolony z efektu, zaczął:
-Witam państwa. Po
długiej oraz trudnej drodze, pełnej prób i niespodzianek, dotarliście do bram
Nieba. Jesteście tu, bo żyliście dobrze i zasłużyliście na wieczność w Raju.
Nie żałujcie tych, którym się nie udało. – Natowi zdawało się, że mówiący do
mikrofonu człowiek spojrzał prosto na niego; zaraz jednak skarcił się za to. Z
pewnością było to tylko złudzenie – niemożliwe, by tamten dostrzegł go w tłumie.
– Oni dostaną to, na co zasłużyli. Wam serdecznie gratuluję i zapraszam do
Nieba. Przy wyjściu z ogrodu znajduje się biała budka. Proszę podejść do jej
okienka i wziąć kartkę z informacją o swoim przydziale i kupon na skrzydła.
Biała
brama z siatki otworzyła się powoli i tłum ruszył wezbraną falą poprzez nią.
Minęli piękny sad, potem ogród pełen kwitnących drzew oraz kolorowych kwiatów i
ich oczom ukazała się panorama miasta. Było ogromne. Wielkie wieżowce lśniące
błękitem szyb pięły się wysoko do nieba, mniejsze bloki wyrastały wśród nich
niczym grzyby wśród drzew. Proste, szare ulice wiły się cienkimi wstęgami
pomiędzy nimi, mijając ogromne parki, ogrody, centra sportowe i handlowe,
mniejsze i większe knajpy, bary szybkiej obsługi i wiele, wiele innych. Nad
miastem unosiło się może kilkadziesiąt sylwetek płynących na rozłożystych,
śnieżnobiałych skrzydłach.
Nat
obserwował to wszystko i stał tak, zdezorientowany, przez dłuższą chwilę.
Wreszcie otrząsnął się i ruszył do wspomnianego okienka. Kolejka była długa,
ale poruszała się zdumiewająco szybko – tak, że w ciągu niespełna godziny każdy
miał już w ręku swój bloczek z adresem, miejscem pracy, mapą oraz niebieskim
druczkiem upoważniającym do otrzymania skrzydeł.
-Co teraz? – zapytał
Nat jakiegoś człowieka stojącego najbliżej niego.
CDN.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz