Gdy ciotka Adela Gibble, zwykle skrzywiona, patykowata krewna Qwerty'ego jest miła i robi swojemu siostrzeńcowi wyszukane śniadanie, zwiastuje to tylko kłopoty... Oto krótki fragment czwartej części przygód Qwerty'ego Seymore'a ("Qwerty: Więzi rodzinne"). Zapraszam - i miłego czytania! :)
*
Rano obudziło go ciche pukanie do drzwi.
-Qwerty, mój drogi, obudziłeś się już?
Qwerty otworzył szeroko oczy, momentalnie napinając mięśnie i zrywając się z łóżka. Ktoś obcy był w domu i wołał go teraz z korytarza…
Chłopiec ostrożnie podszedł do drzwi, przykładając do nich ucho, starając się zorientować ile osób stoi za drzwiami i czego chcą. Zaraz pomyślał o sąsiadach – czyżby wuj Donald znowu sprzedał dom sojusznikom Asqualora? Odrzucił jednak tę myśl; dom należał do rodziny z dwójką małych dzieci, którzy nie wyglądali na żądnych krwi. Wuj Donald tym razem spisał się dobrze, aczkolwiek Qwerty przypuszczał, że John w jakiś sposób maczał w tym palce.
Po chwili zorientował się, że trwa w nienaturalnej pozie i wziął głęboki oddech. Z korytarza nie dochodził żaden podejrzany dźwięk za wyjątkiem kilku lekkich szczęknięć, które brzmiały jak szklanka obijająca się o talerz.
-Qwerty, śniadanie – zabrzmiało znowu i tym razem ze zdumieniem rozpoznał głos ciotki Adeli.
Szybko otworzył drzwi i zobaczył, że ciotka stoi naprzeciw niego, w ręku trzymając suto zastawioną tacę z wazonem i kwiatkiem na środku. Nie rozpoznał jej, bo teraz brzmiała całkiem inaczej niż zwykle; jej głos był miły, niemal aksamitny. Starannie uczesana i ubrana nieco odświętnie, patrzyła też na niego z uznaniem i sympatią, uśmiechając się szeroko.
Qwerty na ten widok stanął jak wryty. Nie myślał, że kiedykolwiek zobaczy coś podobnego.
-Najlepsze śniadanie dla mojego ulubionego siostrzeńca – powiedziała ciotka, podając mu tacę, ciągle uśmiechając się miło; wyglądała, jakby miała ochotę go uściskać. – Zjedz w łóżku, jeśli masz ochotę. Gdybyś chciał coś jeszcze, tylko zawołaj – dodała i pieszczotliwym gestem pogłaskała go po zaspanym jeszcze policzku, po czym zeszła na dół, odwracając się i kiwając do niego żartobliwie.
On wyjrzał za nią aż na schody, po czym ostrożnie zamknął drzwi i spojrzał na tacę. Czyżby ciotka w końcu zdecydowała się go otruć? Czy to dlatego była taka miła? Co tym razem działo się wokół niego? To nie było normalne…
Podejrzliwie zbadał zawartość tacy. Ciotka wyjęła dla niego swoje najlepsze talerze i musiała chyba spędzić dobrą godzinę przygotowując misterny posiłek – od jajek po delikatne kanapki z odciętą skórką z białym serkiem i rzeżuchą. Naleśnik, który znalazł na jednym z talerzy miał gruby, śmietanowy uśmiech oraz oczy i nos zrobione z jagód i truskawek. Wyglądało na to, że przygotowała dla niego śniadanie złożone z kilku opcji, tak aby na pewno znalazł coś, co mu będzie smakowało.
Qwerty odstawił tacę na łóżko i uniósł wysoko brwi.
Ciotka Adela zwariowała. Innego wytłumaczenia nie było.
Był jednak głodny i smakołyki na tacy wydawały się w porządku. Qwerty powąchał kanapkę i polizał ją na próbę, spodziewając się od razu paść trupem. Nic się jednak nie stało. Miała normalny smak, a właściwie smakowała nawet jakoś lepiej, jakby ciotka sięgnęła po najlepsze składniki, jakie tylko były dostępne.
Ciągle nieufnie, Qwerty zjadł kanapkę. Nic mu się nie stało. Poczekał kilka minut i w końcu zjadł następną, tłumacząc sobie, że przecież ciotka nie otrułaby go we własnym domu, nie chcąc chyba iść do więzienia…
Z drugiej strony, wyszła za Donalda Gibble’a… Kto wie, czego można się było spodziewać?
Qwerty odsunął tacę, na wszelki wypadek, mając niemal ochotę włożyć sobie palec do gardła, żeby pozbyć się z żołądka tego, co właśnie zjadł. Powstrzymał się jednak i przebrał szybko, postanawiając iść na dół i zobaczyć, co się dzieje. Może ktoś przykładał właśnie lufę pistoletu do skroni bliźniaków, każąc ciotce być dla niego miłą. Dlaczego ktoś miałby to robić, nie wiedział, ale musiał się przekonać.
Zegarek wskazywał godzinę dziesiątą. Była niedziela i wuj Donald powinien być jeszcze w domu; tymczasem cisza, która panowała wokół sugerowała, że pan Gibble opuścił swoje progi w sobie tylko znanych celach. Qwerty wzruszył ramionami i otworzył drzwi od sypialni…
Naprzeciwko niego stał James Miles, zaprzysiężony wróg Qwerty’ego, ze swoimi czarnymi włosami i niebieskimi, kpiącymi oczami. Qwerty rzucił mu szybkie spojrzenie i zatrzasnął drzwi z powrotem, wpatrując się w ich białą powierzchnię. To była jakaś pomyłka. James nie mógł stać teraz na korytarzu w domu Gibble’ów, przed jego pokojem. Nie odważyłby się…
Kompletny ebook zatytułowany "Qwerty: Więzi rodzinne" dostępny jest na stronie beezar.pl TUTAJ.
Bardzo dobrze się czyta i zawsze pozostaje niedosyt co dalej. Dobrą lekturę warto podawać sobie w małych dawkach, takich właśnie jak udostępniane fragmenty :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, dzięki. :) Czasami, gdy nie mam czasu, tak właśnie po trochu książki czytam. :) Pozdrawiam!
Usuń