Plagą mojego ogrodu były jeszcze do niedawna ślimaki - szczególnie to bez muszli, zwane też nagimi (nie dość, że hedonistycznie pożerają niewinne rośliny, to jeszcze są ekshibicjonistami!). Moją najlepszą bronią przeciw nim, która uratowała moje nowozasadzone kwiatki i krzaki były niebieskie granulki, które pomogły w ich wytępieniu. A jednak sposób ten, mimo że skuteczny, nie usatysfakcjonował mnie w ogóle - nie cierpię zabijać ślimaków, bo ja je jakoś lubię, sama nie wiem czemu. I, widząc je z wnętrzościami na zewnątrz, robiło mi się przykro. Zaczęłam więc szukać innych sposobów, by zwyczajnie zniechęcić je do przychodzenia do mojego ogrodu...
Dlatego też, gdy natrafiłam na niewielki tom zatytułowany "50 sposobów na zabicie ślimaka", sięgnęłam po niego bez wahania. I stąd dowiedziałam się o 50 bardzo różnych metodach na wyeliminowanie niechcianych gości z mojego niewielkiego skrawka ziemi...
Skromnych rozmiarów książka, której autorką jest Sarah Ford, ozdobiona jest ciekawymi ilustracjami przygotowanymi przez agencję kreatywną KJA-artists.com i zawiera interesujące informacje nie tylko o samych uciążliwych pomrowikowatych (tak brzmi profesjonalna nazwa nagusów - więcej TUTAJ), ale także ciekawie przedstawione sposoby na radzenie sobie z nimi.
Można np. hodować kurczaki, które ochoczo pożerają pełne protein ślimaki. To także świetny pokarm dla ryb czy przekąska dla kota. Można je zwyczajnie pozbierać i wywieźć w wiadrze do lasu - taki liściasty to ślimaczy raj, gdzie mogą sobie rosnąć do rozmiarów gigantów i w sumie się przydają. Autorka proponuje też konkurs dla dzieci: niech zbierają ich jak najwięcej, a potem urządzą wyścigi. A gdy już latoroście pójdą spać, można zwyczajnie rozsypać śluzowate dranie na podjeździe i do woli jeździć po nich samochodem, dopóki nie zostanie z nich łatwa do zmycia wężem ogrodowym miazga...
Jednak mój ulubiony sposób, który od czasu lektury powyższej książki stosuję, to zwyczajnie wrzucanie ślimaka do kompostownika. Zwierzak będzie tam bardzo szczęśliwy, bo lubi wszelkie organiczne szczątki, szczególnie, jak się tam wrzuca świeżo podcięte gałęzie krzaczków i różne takie... Plus ślimak wcale nie stroni od pożarcia swego martwego pobrytamca - pomaga mu to rosnąć i w zamian rozkładać na kompost takie rzeczy jak papier, któremu przeobrażenie się w kompost może zająć dłuższy czas. Czyli, jak się okazuje, taki pożeracz młodej sałaty czy cennych kwiatków może okazać się całkiem pożyteczny...
W oddali - kompostownik, w którym żyją teraz ślimaki. |
Znaleźć ślimaka w moim ogrodzie to teraz wyzwanie... Taki jeden się uchował. |
Powyższą książkę polecam nie tylko pasjonatom ogrodnictwa, którzy martwią się o swoje warzywa, ale także tym, którzy mają ochotę trochę się pośmiać. Na razie posiadam jedynie wersję angielską, ale - z racji tego, że tom napisany jest dość prostym językiem i w bardzo przejrzysty sposób, może być całkiem przyjemnym urozmaiceniem w nauce angielskiego.
Więcej o moim ogrodzie i jedzeniu kwiatków (nie żartuję!) znaleźć można w poprzednich postach:
oraz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz