I tak dotarliśmy do ostatniej, czwartej części opowiadania, w którym Nat trafia do Nieba. Poniżej - zakończenie historii, takie sprzed 13 lat. Nigdy nie miałam zbyt romantycznego usposobienia (chyba, że w koncepcie werterowskim; przez jakiś czas taki "romantyczny" wizerunek świata mi się jawił...), ale od czasu do czasu najwidoczniej i takie zakończenie musiałam napisać. Zresztą, przekonajcie się sami. Zapraszam! :)
Obraz STĄD |
Część I opowiadania - KLIKNIJ TUTAJ
Część II opowiadania - KLIKNIJ TUTAJ
Część III opowiadania - KLIKNIJ TUTAJ
Nat budził się powoli. Gdzieś w oddali słyszał niewyraźne głosy. Nie mógł dokładnie rozróżnić słów, które odbijały się echem w jego głowie: „fatalna pomyłka… jak to się mogło… pierwszy raz… jak?... jedyny przypadek… nie zgadzało się… zapomną…”. W uszach brzęczał mu jeszcze krzyk... Powoli wracała mu świadomość, ale dźwięk czyjegoś głosu nie ustawał. Ktoś blisko niego wołał:
-Budzi się! Budzi się!
Nat z wysiłkiem otworzył oczy i zobaczył biel. Z trudem przekręcił głowę w bok: przeniósł wzrok z sufitu na stojak z kroplówką, dwa inne łóżka, puste, przykryte niebiesko – białą pościelą i jakąś kobietę. To ona krzyczała, wzywając kogoś przez drzwi. Zaraz jednak podeszła do niego i uścisnęła jego rękę. Miała łzy w oczach.
Nat niewyraźnie poruszył ustami, chcąc zapytać, co się dzieje, ale nie mógł z siebie wydobyć głosu. Był bardzo zmęczony... Dopiero po chwili udało mu się wyszeptać:
-Co?... Gdzie jestem?…
-W szpitalu, Nat. Miałeś wypadek samochodowy, pamiętasz?
-Nie… Chyba nie… - wykrztusił.
-Zapadłeś w śpiączkę. Na pół roku – kobieta starała się panować nad sobą, ale kilka łez wymknęło się jej na policzki.
Nat spojrzał na nią i dopiero teraz ją poznał.
-Li – powiedział, używając jej ulubionego przezwiska, jeszcze z dzieciństwa. – Byłem w Niebie, Li.
-Nat, to…
-Byłem w Niebie. – powiedział z trudem – Ale wróciłem.
Do sali wszedł lekarz i spojrzał na pacjenta. Zaczął coś mówić, ale Nat go nie słuchał.
-Było idealnie… Spotkałem… nawet moją babcię… - uśmiechnął się lekkko – Ale nie podobało mi się…
-Proszę wyjść, pacjent potrzebuje odpoczynku. – powiedział lekarz, prowadząc kobietę w stronę drzwi.
-Chwilę… Li… czegoś brakowało… Już wiem, czego… kogo… - poprawił się jeszcze i poczuł, jak powieki mu ciążą. Znów tracąc przytomność, zapadł w drzemkę. Zwykłą. Obudził się kilka godzin później.
A ona już przy nim była.
KONIEC
Więcej opowiadań można znaleźć klikając na poniższe:
"To kompletne wariactwo" (KLIKNIJ) - opowiadanie obyczajowe (albo o tym, że troje ludzi w miejsce dwojga to już tłok...)
"O dwóch duchach, które grzebały w kalesonach" (KLIKNIJ) - opowiadanie nieprzyzwoite o dwóch duchach (które naprawdę grzebały w kalesonach...)
I wreszcie - "Silckenville" (KLIKNIJ) - coś dla ludzi o mocnych nerwach (i nie żartuję...)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz