niedziela, 1 listopada 2015

Dobra zła postać, czyli co sprawia, że lubimy bohaterów powieści

Najlepszy bohater to taki, który ma wady. Musi odznaczać się też czymś szczególnym, czymś, co go wyróżnia spośród tłumu, nawet jeśli jest to jego przeciętność, taka aż do bólu. Ale musi być z nim coś nie tak, coś, z czym możemy się utożsamiać. I jeszcze jedno: musi sprawiać, że jesteśmy po jego stronie. 



Przykład? Weźmy takiego Herculesa Poirot, detektywa Agaty Christie. Ekscentryk, denerwujący. Pedantyczny. Ostatnie, co można o nim powiedzieć to to, że jest przystojny. I ma irytujący zwyczaj wtrącania francuskich zwrotów, jak "mon ami" czy "eh bien" w większości swoich wypowiedzi. Spróbuj pomieszkać z takim pod jednym dachem...

Hercules Poirot
Albo Lesio Joanny Chmielewskiej. Rany, nawet nie wiem, gdzie zacząć jeśli chodzi o jego wątpliwe walory charakteru. Żonaty i z dzieckiem, marzy o romansie z piękną współpracownicą, Barbarą. I wcale nie pozostaje bierny w tej sprawie. Upija się regularnie. Spóźnia. Posiada denerwujące, pseudo-artystyczne usposobienie. Uff...

Czarodziej Rincewind, wymyślony przez Terry'ego Pratchetta. Tchórz. Egoista i nieudany mag, próbujący ratować własną skórę za wszelką cenę. Aby zatrzymać go przed ucieczką z Ankh-Morpork, musieli mu zastrzelić konia...


A jednak, czytając ich przygody, stoimy za nimi murem, dopingując ich i spodziwając się po nich wielkich rzeczy, których - koniec końców - dokonują. Jak to możliwe?

Hm. To właśnie ten element niedoskonałości sprawia, że trzymamy za nich wszystkich kciuki. Chcemy, aby pokonali własne słabości, tak jak my pokonujemy swoje. Nikt nie chce czytać o idealnych ludziach. Oni nie istnieją.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz