wtorek, 10 maja 2016

Przeklinanie za granicą, czyli uważaj co mówisz!

W zeszłym roku, w pewne słoneczne, ciepłe popołudnie, przechadzałam się wraz z mężem po Salisbury. Salisbury to ok. 30-tysięczne miasteczko w południowej Anglii, słynne z kamiennego kręgu Stonehenge oraz średniowiecznej katedry. Była, jeśli dobrze pamiętam, niedziela. I na jednej z wąskich uliczek, prowadzących do rzeczonego kościoła, do naszych uszu dotarła ciekawa wiązanka. Jak się okazało, mówił pewien chłopak, może 20-letni, idący z dziewczyną - nie trudno było zgadnąć, że turysta. Ładniejsza połowa tej pary próbowała uciszać tę brzydszą; bez skutku. "I tak nie rozumieją" - padła odpowiedź. Na co nie wytrzymałam i stwierdziłam: "Rozumieją."





Oczywiście, było trochę śmiechu; przechadzająca się para nie była dwójką złoczyńców - po prostu chłopakowi się wymsknęło i uznał, że przecież jak jest w obcym kraju i gada po polsku, to nie ma problemu. Problem jednak jest: nie tylko my zrozumieliśmy. Słowo na "k" znają już wszyscy jak Europa długa i szeroka. To trochę jak słowo "f*ck", tylko to ostatnie łatwiej wypowiedzieć.

To nie wszystko. Nie więcej niż jakieś cztery dni temu znowu przechadzaliśmy się po parku - tym razem dość pustym, bo był już wieczór, powoli zaczynało się robić ciemno, a na spacer wychodzili raczej już tylko ludzie z pieskami z okolicznych domów. Nie licząc dzieciaków na huśtawkach, park był dość opustoszały.

I całe szczęście. Na ławce bowiem, nad rzeczką, opodal krzaczka, siedzało dwóch osobników rodzaju męskiego. Nie chodziło tylko i wyłącznie o fakt, że jeden z nich lał na środku trawnika (100 metrów dalej znajdują się publiczne darmowe toalety otwarte chyba do północy). Raczej o to, że skrzeczał wniebogłosy o tym, jaki to on jest, ku*wa, zmęczony, a także że on pie*doli, taki jest zmęczony (zakładam, że dlatego nie chciało mu się przejść 100 metrów do publicznej łazienki). Jednocześnie obaj pili alkohol (piwo) w miejscu publicznym, co jest oczywiście nielegalne.


A i to nie wszystko. Gdy piszę te słowa, w mojej kuchni trwa remont, gdzie jeden z panów budowlańców rzuca "ku*wą" co drugie słowo. "Co ty tam, ku*wa, jeszcze, ku*wa, robisz? Przecież miałeś, ku*wa, już, ku*wa, skończyć! Noooo, kuuuuuu*waaaa." Przy otwartych na oścież drzwiach i oknach, słychać u sąsiadów jakby im ktoś, ku*wa, nad uchem pier... Niestety, nie ma sposobu, by Pawlaka uciszyć, a robić musi...

Nie, no nie, że ja kląć nie umiem. Oj, umiem. Też mi się czasem wymknie. Jak się skaleczę nożem podczas krojenia cebuli. Albo jak mi masło spadnie na podłogę. Albo jak gdzieś się spieszę i nie mogę zdążyć. Albo jak mam w domu remont i zakręcają mi wodę na pół dnia... Ostatnio sobie pogadałam, jak okazało się, że wyłączyła się zamrażarka i po 3-dniowym wypadzie wróciliśmy do domu i musielismy wyrzucać z niej zepsute ryby. O, tak, to zasługiwało na kilka dosadnych przekleństw. Ale wykrzykiwanie słów obraźliwych tudzież niepotrzebnych zakładając, że przecież nikt ich nie zrozumie? Nie.


Zastanówmy się trochę nad przekleństwami. Timothy Jay oraz Kristin Janschewitz w artykule dla Association for Psychological Science (TUTAJ) twierdzą, że publiczne przekleństwa rzadko prowokują złe zachowanie, a wręcz przeciwnie - czasem prowadzą do śmiechu i rozładowania atmosfery. Co więcej, Dr Richard Stephens z Keele University, UK, twierdzi, że łączenie przekleństw z niskim IQ jest błędem - przeklinanie łączy się z emocjami i "jest bogatym emocjonalnym językiem" (czytaj więcej TUTAJ). Być może dlatego finalistka brązowego medalu na olimpiadzie w Beijing, Bryony Shaw, po ukończeniu wyścigu windsurfingowego, zapytana o to, jak się czuje, odpowiedziała całemu światu: "I am so fu*king happy!" (w wolnym tłumaczeniu: "Jestem tak ku*ewsko szczęśliwa!" - więcej o tym TUTAJ). Dr Stephens zaznacza jednak, że im częściej klniemy, tym słabszy wydźwięk słowa. W przypadku pana, który jest teraz w mojej kuchni słowo "ku*wa" ma podobną siłę rażenia jak wyraz "jabłko". Albo "zasłona".

Konkluzja? Przeklinanie nie jest w zasadzie takie złe, samo w sobie - pozwala trochę rozładować negatywne (bądź pozytywne) odczucia, czasem ostrzega przed "burzą" (odkąd ludzkość wynalazła język, w języku tym istniały słowa wyrażające gniew i strach - tak więc już starożytne cywilizacje klęły). A jednak coś mi w powyższych historiach nie pasuje...


Chodzi chyba o poczucie pozornej bezkarności - można darować sobie normy społeczne i zapomnieć o wszelkich zahamowaniach, ponieważ "nikt nie zrozumie". Można przebywać wśród ludzi lub w miejscu publicznym i robić co się chce, ponieważ "nie jest się u siebie". Można kląć do woli w pracy, ponieważ to niczemu nie szkodzi... Jest jednak różnica pomiędzy przeklinaniem w celach terapeutycznych i wyzwalających, a byciem zwykłym... no, nie powiem czym. Prawda?

P.S. Jeśli jesteście ciekawi przekleństw w różnych językach (oczywiście nie po to, by ich używać, ale po to, by je rozumieć...), polecam stronę: www.insults.net.

8 komentarzy:

  1. To ciekawe, że następuje w przekleństwach odwrócenie językowe - zamiast na określenie jednego przedmiotu szukać wielu słów, używamy jednego do wielu przedmiotów. Powinniśmy się przestać rozumieć gdy zaczynamy operować jednym rzeczownikiem, jednym czasownikiem i dwoma-trzema przymiotnikami, prawda? A tymczasem sam byłem świadkiem niejednej (taka praca) rozmowy, gdzie zasób słów oscylował wokół tuzina, a treści było na dwie strony gęstego maszynopisu. Ciekawe co by na to powiedział mój burkliwy ulubieniec, L. Wittgenstein?
    PS. Należą Ci się dwa plusiki. Pierwszy za obserwację, drugi za zestawienie Skargi z Deadpoolem ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A rzeczywiście, tych kilka słów może działać jako określenie najbardziej skomplikowanych wyrażeń, odczuć, a nawet urządzeń. Zamiast: "Nie mam całkowitej pewności co ma obecnie miejsce w dzisiejszej polityce rządu Rzeczypospolitej Polskiej, wiem jednak, że pewna racjonalizacja oraz nowelizacja poglądów wydają się wskazane" można powiedzieć po prostu: "Co jest, ku*wa??" I mamy skrót, który wyraża wszystko. Albo zamiast łamać sobie język na nazwie "Spektometr optyczny", można z łatwością zastąpić ją jako "to ku*ewstwo". Jako że z wykształcenia jestem lingwistą, a z zawodu tłumaczem, temat ten jest dla mnie nadzwyczaj interesujący... P.S. "Deadpool" był zaje*isty, prawda? :)

      Usuń
  2. Ad P.S.
    Kur**nie zaje*isty ;-) (nawiązując do treści posta)
    Mam nadzieję, że nie zmaszczą drugiej części. Bo po wynikach finansowych sequel (a bez anglizmu: następnik?) mamy jak banku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może nie zmaszczą... Ja czekam na... no, na drugą część. ;-) A tak w ogóle, to ostatnio miałam przyjemność oglądać "Captain America: Civil War" - no normalnie, żesz motyla noga, chcę iść jeszcze raz, bo mam słabość do moich ulubionych bohaterów na jednym ekranie... Jedno zastrzeżenie: NIE BYŁO HULKa!!!!!! (Puny humans!!)

      Usuń
    2. Kapitana Ameryki się boję. Ich tam jest za dużo (znaczy tych bohaterów) i drżę, czy to się nie odbija na jakości. Ale skoro podobał Ci się superqueero i polecasz "Civil War" (czy tylko ja słyszę w tym tytule jękliwy krzyk Axla Rose'a?), to może się skuszę.

      "Ja czekam na... no, na drugą część."
      Coś Waćpani zamaskowałaś. Ale OK. Podomyślam się, przynajmniej pousiłuję się podomyślać ;-)

      Usuń
    3. PS.
      Brak Hulka jest co nieco zrozumiały. Kto ma Hulka... No cóż. Loki się dowiedział ile dla Hulka znaczy nordycki bóg. To byłaby gra do jednej bramki.

      Usuń
    4. "And history hides the lies of our civil wars..." (Axl RuleZ czasami) Może nie warto mnie słuchać, jeśli chodzi o Marvel i Iron Mana, ponieważ jeśli chodzi o RDJ i drużynę, to przełknę wszystko ze świecącymi oczkami i wypiekami na policzkach (z entuzjazmu). Jak dla mnie - dużo lepszy film niż The Avengers: Age of Ultron. Iron Man w walce na pięści z Tym Pompatycznym Blondynem - samo to warte było biletu. :D

      No na drugą część... :)

      Usuń
    5. Ad P.S. Nie myślałam o tym w ten sposób... Racja. Dr Banner pozostaje ostrożnie neutralny i w ten sposób możemy oglądać starcie z siłami na równi... Ale ja i tak za nim tęskniłam... (Hulk Smash!) No i jeszcze Pepper Potts. Gwyneth chyba na wakacjach - ogólnie była trochę denerwująca, ale była, więc dobrze by było, gdyby jednak była...

      Usuń