środa, 18 maja 2016

Znużona śmierć, czyli poezja niezrozumiana (z przymrużeniem oka)

Słowo pisane jest groźniejsze od miecza - szczególnie dla tego, kto je pisze. Param się z powyższym na co dzień i - choć nie uniknęłam kilku mniej lub bardziej zasłużonych batów - na razie żyję i nikt mnie jeszcze nie powiesił na śmierć. Książki połykam na śniadanie, a piszę na obiad. Tłumaczę nudne umowy i ciekawe artykuły naukowe. Ale jeden rodzaj twórczości nie ma u mnie zrozumienia i nigdy go mieć nie będzie: poezja. Blah. 




Nie mówię, że nie może być piękna. Wisława Szymborska za coś tę nagrodę Nobla dostała. Podziwiam też tych, którzy potrafią sklecić rymy, a "Pan Tadeusz" do tej pory pozostaje epopeją narodową nawet w moich oczach. No i ten Poe... "Kruk" mi się podoba, zarówno w polskim przekładzie, jak i w oryginale. Powyższe traktuję jednak jako wyjątki, ponieważ bardzo ciężko znaleźć mi poetę, który naprawdę trafiłby do mnie swoją poezją tudzież rymami... 

Makijaż oczu inspirowany "Krukiem" i "Lenore" (tak, jak ten płyn do płukania) autorstwa E.A. Poe.
Nawiasem mówiąc, obekrzyjcie więcej takich ciekawostek TUTAJ (stąd obraz)

Jak ostatnio pisałam w mailu do znajomej, Krzysztof Kamil Baczyński należy do jednych z tych, których nie rozumiem. Ja wiem, że zabili go na wojnie w bardzo młodym wieku, co jest przykre, ale sądząc po jego wierszach, chłopak nigdy drewna do pieca nie porąbał... Spójrzmy tylko na fragment jednego z jego utworów, o tytule: "Ballada o wisielcach": 

Kołyszemy się, kołyszemy, 
wmurowani w pejzaż szubienic. 
Wieje śmiercią znużoną. Jak kruk 
krąży niebo drapieżnie i cicho 
dzwoni wiatr u ostrogi nóg! 
Nocy inna, nie przyjdziesz, nie przychodź, 
Tylko dni obdrapany mur 
kończy ziemię wyrwaną krokom. 
Zaciśnięty wilgocią sznur - 
żalu lament skowyczy nad drogą. 
Jak upiory żerujemy na snach, 
jak upiory wypijamy życie. 
Nocą księżyc podchodził jak znak 
i jak oko wisielca z chmur wyciekł. 
Kołyszemy się, kołyszemy, 
wmurowani w pejzaż szubienic, 
pośród zdarzeń, zygzaków i gwiazd, 
z długich rąk wyrzucamy cienie - 
pętle palców na martwy sen miast. 
Wmurowani w pejzaż szubienic.

Jest, co prawda, kruk, ale "żalu lament skowyczący nad drogą" czy "pętle palców na martwy sen miast" jakoś mnie nie przekonują. Ani kołysanie się, po wmurowaniu w pejzaż szubienic. Sam Baczyński był - niewątpliwie i niekwestionowalnie - bohaterem Powstania Warszawskiego. Ale ściany chłopak chyba w życiu nie pomalował (może przez swoją astmę, nie jego wina), tylke żerował na snach jak upiór (jego słowa, nie moje...). No, ale jak tu być wesołym jak się mieszka w getcie, w okupowanej Warszawie? Może i tworzył piękną poezję (zdaniem niektórych), ale dla mnie jest zbyt górnolotna. Skąd wieje znużoną śmiercią? I dlaczego znużoną? Czy Śmierć miał już dość? Może przydałaby mu się zmiana kariery...? Może mógłby zostać hodowcą strusi... Albo kimś zgoła innym, jakby mu dać gitarę:

Śmierć, autorstwa Paula Kidby
(obraz STĄD)

No dobrze, odczepię się od nieszczęsnego Kamila, niech spoczywa w spokoju (za wcześnie mu przyszło iść do ziemi, ale niestety, nie jest to wyjątek na tym świecie - wystarczy wyskoczyć na Cmentarz Orląt Lwowskich we Lwowie, na Ukrainie, aby się o tej smutnej prawdzie przekonać). Weźmy pod lupę kogoś weselszego, jak Konstanty Ildefons Gałczyński (z takim imieniem nie miał szans, musiał zostać poetą...) Też jeniec wojenny, też warszawiak, przez jakiś czas krakowianin i nawet do Szczecina go na trochę zaniosło... Weźmy jego "Prośbę o wyspy szczęśliwe":

A ty mnie na wyspy szczęśliwe zawieź,
wiatrem łagodnym włosy jak kwiaty rozwiej, zacałuj,
ty mnie ukołysz i uśpij, snem muzykalnym zasyp, otumań,
we śnie na wyspach szczęśliwych nie przebudź ze snu.

Pokaż mi wody ogromne i wody ciche,
rozmowy gwiazd na gałęziach pozwól mi słyszeć zielonych,
dużo motyli mi pokaż, serca motyli przybliż i przytul,
myśli spokojne ponad wodami pochyl miłością.

Wszystko ładnie i pięknie, ale jakby mi jakiś facet, dwa razy większy ode mnie i w ogóle, kazał sobie rozwiać włosy łagodnym wiatrem, zacałować, a potem uśpić i otumanić, najpierw uniosłabym stanowczo brwi, a potem odesłalabym go do jego mamy... (A może to jest wiersz do jego mamy? Ktoś wie?)

Obraz STĄD

No i jest jeszcze "Zabite drzewo" Leopolda Staffa:

Z ciemnych mojego lasu drzew jedno najcichsze
 Ukochałem, najbardziej smutne i najwiotsze:
 Brzozę, co nie szumiała w najszaleńszym wichrze,
 Zawsze niema, choć wiatru wiew się o nią otrze.

 Wszystkich innych drzew znałem najlżejsze poszumy,
 Tylko to jedno tajni swej mi nie otwarło...
 Próżno je ma tęsknota wśród bladej zadumy
 Oplata, by w nim duszę ożywić zamarłą.

 Nie wiał wicher, któremu obudzić je dano...
 I gniew wstał we mnie... Dłońmi chwyciłem włos brzozy
 I targnąłem, by wydrzeć choć skargę, jęk grozy...

 Milczała... Mocą dziką, szaleństwem wezbraną,
 Połamałem ją... - Leży zabita mą dłonią...
 Nie wyszumiała tajni swej... A wichry gonią...

Podsumowując: facet był chuliganem, który bez powodu zniszczył młodą brzozę. A potem napisał o tym cztery zwrotki. Apel do dzieci i młodzieży: niszczenie przyrody NIE JEST OK, nawet jak się potem o tym pisze wiersz, dobra? A jeśli ktoś tu się doszukuje metafor, to też niedobrze, bo jeśli pan Staff pisał o ukochanej kobiecie, to też mnie martwi, szczególnie ta część: " Połamałem ją... - Leży zabita mą dłonią"... A wichry gonią... (w radiowozie?) Hm. To może już lepiej weźmy to dosłownie...?


Jak widać, nie mam zrozumienia dla co niektórych poetów - totalna obraza dla polskiej kulury tudzież sztuk pięknych. Tak się składa jednak, że ja lubię prosty język. Taki niezłożony. No, dla dzieci. Taki na chłopski rozum. Ja też mogę mówić o

wiatrach niezmierzonych co pędzą jak rydwany
z lotu ptaka otchłaniach niebiańskich graniczących z piekłem 
gdzie kraniec świata rozpościera się , oderwany
od planety iskrzącej i zimnem, i ciepłem,

ale ktokolwiek by to przeczytał, uznałby, że są to częstochowskie rymy (bo są, ja pochodzę z Częstochowy). Nie to, co Adam Asnyk, którego nęciły "Fijołki":


Te fijołki, co mnie nęcą,
 Te nie siedzą skryte w trawie -
 Lecz spod długiej, ciemnej rzęsy
 Patrzą na mnie tak ciekawie.

 Spod tej rzęsy, co ocienia
 Piękniej niźli traw zieloność,
 W niebieskiego mgle spojrzenia
 Patrzy na mnie nieskończoność.

 Niezmierzona, dziwna głębia!
 W niej się wszystko, wszystko mieści:
 Wymarzone senne skarby,
 Czarodziejskich raj powieści.

 Ale na tych skarbach wróżka
 Położyła swe pieczęcie,
 Strzeże ocząt i serduszka
 Sen cudowny i zaklęcie.

 I te oczy drzemią jeszcze
 Otoczone tajemnicą,
 Choć z nich czasem błyśnie promień
 Jedną, wielką błyskawicą.

 Spod spuszczonych skromnie powiek
 Widać jakby jutrznię nową...
 O, szczęśliwy stokroć człowiek,
 Kto odgadnie zaklęć słowo!

 Szczęsny, komu się otworzą
 Pełne blasku i pieszczoty! -
 Wędrowałbym na skraj świata,
 Byle znaleźć ów klucz złoty.

 O fijołki! lube, zdradne!
 Troska dręczy mnie surowa -
 Bo ja zginę i przepadnę,
 Nie znalazłszy zaklęć słowa

Obraz z wikipedia.org

Serio? Czasami sobie myślę, że tak w okolicach wojny było tym poetom jednak dużo łatwiej, bo nie było wielu ludzi, którzy a) umieli pisać i czytać, b) mieli czas na pisanie zamiast pracować/walczyć...

Zanim jednak ktoś, kto zwyczajnie nie może potraktować tego wpisu ze szczyptą ironii, zacznie urągać mojemu upośledzeniu w kwestii literatury pięknej, przytoczę i jeden wiersz, który lubię. Wkułam go na pamięć na taki czy inny konkurs recytatorski w podstawówce. Oto "Śmierć dorożkarza" Kazimiery Iłłakowiczównej:

"Wychodziliśmy późno, późno,
z przeraźliwej, ponurej bramy. 
Obrzuciły nas krzywym okiem 
dwie obmierzłe, gdaczące damy.

Nieżyczliwym, zmrużonym ślepiem 
patrzył Księżyc zza chmurzysk złomu,
A dorożkarz był w złym humorze - 
za nic nie chciał nas wieźć do domu. 

"Weź no, panna, psisko na sznurek! 
- Nic nie miałam, sznurka ni chustki
"Koń zmęczony, że ledwo stoi
Pewno panna je bez przepustki?!"

A ja miałam woalkę w kwiaty
Nad oczami troszeczkę tiulu 
I brzęczało, brzęczało mi w głowie
I w zmęczonych oczach, jak w ulu.

Na policzkach pył osiadł pachnący,
usta - pełne mdłej, nowej goryczy
Lew miał taki spokojny oddech, 
że myślałam, że gwiazdy liczy. 

I odeszłam... Wtem - ludzie, ratujta!
Gwizd, daleka tupoce straża.
Uciekajmy! - znudzony targiem
Lew po cichu zjadł dorożkarza."

Źródło obrazu

Wybaczcie wszelkie nieścisłości, ale piszę z pamięci (nigdzie nie mogę znaleźć tekstu wiersza). Nawet chmur złom przebaczam, bo lew zjada nieuprzejmego dorożkarza (zapewne się przewoźnikowi należało). Pani Kazimiera bawi mnie tym ostatnim od lat, za co jestem jej niezmiernie wdzięczna... Jak widać, poezja dopadła - jednak - także i mnie...

P.S. Miłośników poezji oraz powyższych poetów serdecznie nie przepraszam. Ale powyższe to, koniec końców, tylko moje skromne zdanie...

10 komentarzy:

  1. W strasznych czasach żyjacy to i ich poezja taka jakas przeszyta groza smierci Monisiu ale i dla mnie za straszne buziaczki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się, może dlatego ciężko niektórym (np. mnie) ją dzisiaj tak do końca pojąć... Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Poezja jest jak kawa. Dobrze zaparzona wciąga !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) Nigdy nie myślałam o tym w ten sposób, ale coś w tym jest... ;-) Pozdrawiam!

      Usuń
  3. Tak się składa, że tylko:
    "Niektórzy-
    czyli nie wszyscy.
    Nawet nie większość wszystkich ale mniejszość
    (...)
    [W.Szymborska]
    Tylko niektórzy jedzą mięso, skaczą na spadochronie czy czy czytają książki. Wszyscy jesteśmy niektórymi w rozmaitych dziedzinach.

    OdpowiedzUsuń
  4. No cóż, lepiej późno, niż jeszcze później, więc wtrącę, że moją osobiście ulubioną poetką, jest Hermenegilda Kociubińska, młoda poetka, drukowana w "Odrodzeniu" ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nigdy nie słyszałam o Hermenenegilildzie... Jakiś wiersz tejże...? Chętnie przeczytam... :) ;-)

      Usuń
    2. Waćpani żartujesz? :-)
      https://www.youtube.com/watch?v=NAUCzkBkCaA
      Klasyk.
      A tekst oryginalny to: http://www.kigalczynski.pl/inne/kociubinska.html

      Usuń
    3. Ha! Nie żartuję! Nie było mi dane do tej pory oglądać TAKIEJ Kwiatkowskiej (aczkolwiek raz ją spotkałam, niespełna 20 lat temu, w Warszawie).

      Usuń