piątek, 16 grudnia 2016

"Qwerty: W Stronę Słońca" - Rozdział XXXI: "Więzienie", część 2

W osobliwym, niebezpiecznym więzieniu, z bólem głowy i w desperacji, Qwerty próbuje się wydostać. Próby te jednak nie przynoszą rezultatów... Jak potoczą się dalsze losy więźnia? Oto druga część 31-ego rozdziału powieści pt. "Qwerty: W Stronę Słońca". Pozostałe rozdziały powieści (TOM V serii) w porządku chronologicznym można znaleźć w poście TUTAJ


QWERTY: W STRONĘ SŁOŃCA
TOM V

Dla Bogdana.

Poprzedni odcinek powieści znaleźć można TUTAJ (kliknij).

Rozdział 31, część 2

"Więzienie"

*

Obudził się z ohydną migreną, leżąc w ciemnościach. Tym razem szybko przypomniał sobie gdzie był i wziął głęboki oddech, próbując się uspokoić. Musiał napić się czegoś; gardło miał suche jak piasek. Pamiętał umywalkę po drugiej stronie pomieszczenia i po omacku poruszył się, odnajdując ścianę.

Jeszcze nie mógł wstać, ale poczołgał się po zimnych, śliskich płytkach przed siebie, aż natrafił na sedes; podciągnął się na nim trochę i po kilku nieudanych próbach, dosięgnął wreszcie umywalki. Wymacał kurki i odkręcił jeden; strumień zimnej wody popłynął leniwie. W małym pomieszczeniu zabrzmiał niemal jak ryk wodospadu, odbijając się echem od ścian. Qwerty z trudem podstawił usta pod kran. Woda miała nieco metaliczny posmak, ale przyniosła mu niesamowitą ulgę. Przetarł twarz i usiadł z powrotem pod ścianą, oddychając ciężko. Na przemian zamykał i otwierał oczy, ale nie robiło mu to żadnej różnicy; otaczała go ciemność, w jakiej jeszcze nigdy nie przebywał. Przypomniał sobie słowa z drugiego listu wuja Matta: nigdy nie docenisz światła, dopóki nie doświadczysz prawdziwej nocy.

Powoli jego umysł zaczynał działać znowu i Qwerty zastanowił się nad swoją sytuacją. Jeśli Asqualor mówił prawdę, a ból w całym ciele, który teraz czuł sugerował, że nie kłamał, nie mogło być gorzej. Ponadto nie wiedział, gdzie był i nagle poczuł, jakby znalazł się w grobie. Krzyk znowu podszedł mu do gardła i cichy jęk, poprzedzający go, wydostał się już na zewnątrz, gdy nagle jasne światła pod sufitem rozbłysły i Qwerty zamrugał gwałtownie. Jasność żarówek w połączeniu z bielą pomieszczenia oślepiła go i musiał zamknąć oczy, by przyzwyczaić się do otoczenia.

Łzawiąc, zerknął na zegarek; była to jedyna rzecz, którą mu zostawiono za wyjątkiem ubrania, ale – jak na złość – bateria, niezawodna przez ostatnich parę lat, musiała w końcu się wyczerpać, bo zegarek zatrzymał się, wskazując parę minut po szóstej. Qwerty popukał w szybkę, ale nie przyniosło to żadnych rezultatów, za wyjątkiem bólu w ramieniu.

Siedział tak przez jakiś czas, nie mogąc ruszyć się z miejsca. Nie wiedział, jak długo to trwało; mogło to być pół godziny, a mógł równie dobrze trwać tak cały dzień.

Nagle usłyszał hałas; zrozumiał, że ktoś na chwilę otworzył klapkę w drzwiach. Potem drzwi uchyliły się lekko. Przez szparę ktoś wsunął tacę z pojedynczym talerzem i papierowym kubkiem. Drzwi zamknęły się równie szybko, jak się otworzyły, a Qwerty patrzył na przedmioty jak na widmo.

W końcu jednak zrozumiał, co to oznaczało. Nie czuł głodu, ale ściskanie w żołądku sygnalizowało, że jego ciało domaga się pożywienia. Poruszając się powoli, poczołgał się w stronę tacy, opanowując impuls, aby przyciągnąć ją do siebie używając telekinezy. Zanim do niej dotarł, miał wrażenie, że wspiął się na Everest. W kubku zobaczył herbatę; była już letnia, ale złapał ją nie zastanawiając się i wypił wszystko, co do ostatniej kropli. Potem zerknął na talerz; znajdowała się na nim jakaś masa, w której rozpoznał ryż i warzywa. Chwycił plastikowy widelec i z trudem zjadł to, co znajdowało się na nim.

Gdy skończył, drżącą dłonią wziął kubek i z powrotem poczołgał się do umywalki, chcąc nalać do niego wody. Zanim jednak tam dotarł, złapały go mdłości i kiedy był już blisko, jedyne, co zdążył zrobić, to nachylić się nad sedesem; cały posiłek wydostał się na zewnątrz, a on zwalił się na podłogę, uderzając się boleśnie w tył głowy. Leżał tak bez ruchu, aż zawroty głowy odeszły.

Co miał teraz zrobić? Czy John i jego drużyna byli na pewno bezpieczni? Co szykował dla niego Asqualor? Nagle Qwerty pomyślał, że może już nigdy nie zobaczyć Angeliny i poczuł narastającą panikę.

Musiał się wydostać! Poczołgał się z powrotem do drzwi i dotknął czołem zimnej stali. Wystarczyło, żeby odgiął zamki, to wszystko. Od pamiętnego wieczoru u Sandbanksów, gdy dowiedział się, że potrafi używać telekinezy, żaden zamek nie stanowił dla niego problemu… Gdyby udało mu się… tylko trochę… Qwerty skupił się i coś w drzwiach szczęknęło cicho…

Ból przeszył go i Qwerty krzyknął rozdzierająco, opadając na posadzkę i kurcząc się w sobie. Poczuł, jak torsje znów nim wstrząsają, ale nie miał w żołądku nic więcej. Mógł tylko leżeć bezsilnie, czując jak cały jego organizm protestuje. Nie mógł usnąć i nie tracił przytomności; pustym wzrokiem wpatrywał się w ścianę naprzeciwko, targany bólem.

Po raz pierwszy odkąd zmarła Sylvia, poczuł, jak łzy spływają mu po skroniach, powoli opadając na białe, zimne płytki wokół jego głowy.

Wszystkie rozdziały w porządku chronologicznym można znaleźć w poście TUTAJ


Kompletna powieść dostępna jest na stronach: 
Amazon US: KLIKNIJ
Amazon Europe: KLIKNIJ


Pozostałe części książek można zakupić w wersjach papierowych na platformach Amazon lub ściągnąć za darmo jako ebooki na stronie beezar.pl. Linki poniżej: 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz